Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Czy moda na uzależnienia?

dr Bogusław Habrat

Rok: 2001
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 2

Czy rzeczywiście żyjemy w czasach, kiedy rozpowszechnienie uzależnień stało się niezwykle groźne? - z tym pytaniem zwróciło się do mnie ostatnio kilka czasopism oraz stacji radiowych i telewizyjnych. Oprócz uzależnień od substancji psychoaktywnych wszyscy są zaniepokojeni uzależnieniami od różnego rodzaju sytuacji, okoliczności, czynności, które generalnie można sprowadzić do tego, że powodują przyjemność. Jednak nie mówi się o uzależnieniu od przyjemności, lecz od pracy, kolekcjonerstwa, Internetu, seksu itd. itd. I nazywa się to pracoholizmem lub seksoholizmem na zasadzie analogii z alkoholizmem. To słowotwórstwo chyba nie jest najlepsze, ale przyjęło się i stanowi odbicie ogólnego zaniepokojenia.

Do podobnych przemyśleń skłonił mnie artykuł Anny Dodziuk w Magazynie Gazety Wyborczej [1], który przedstawia mechanizmy powstawania uzależnień. Wydawało mi się, że żyję w świecie w miarę bezpiecznym, tymczasem z tego artykułu dowiedziałem się, że grozi mi wstąpieniem na ścieżkę uzależnień, że mam ich w sobie co najmniej kilka i nie wiadomo, czy nie należałoby ich jakoś leczyć; a to, że jestem wobec nich mało krytyczny, świadczy o tym, jak bardzo jestem uzależniony.
Zacząłem się więc zastanawiać, czy rzeczywiście ważne zjawiska współczesności można wyjaśniać przy pomocy psychologicznych mechanizmów uzależnień. Niestety, nie doszedłem do żadnych konkluzji, ale zauważyłem, że w naszej historii było już kilka teorii psychologicznych i psychiatrycznych, które miały ogromny wpływ na rozumienie i wyjaśnianie ówczesnego świata oraz prognozowanie, co stanie się z tym światem w przyszłości.
Warto zacząć od ogromnego wpływu psychoanalizy, a później podejścia do nerwic w ogóle. Przy takim sposobie myślenia świat ukazywał się nam jako pełen sprzeczności związanych z walką pomiędzy tym, co w nas biologiczne, a tym, co narzuca nam kultura, zaś efektem tej walki miały być różne zaburzenia nerwicowe. Psychoanalityczny sposób myślenia na długie lata zawładnął umysłami milionów ludzi, którzy zaczęli w kategoriach nerwicorodności postrzegać nie tylko swoje funkcjonowanie psychologiczne, ale również niektóre zjawiska społeczne.
Później, kiedy w latach 60. i 70. zainteresowano się schizofrenią, zaczęto widzieć świat jako rozszczepiony: życie toczy się dwoma nurtami i kiedy ktoś - nie zdając sobie z tego sprawy - żyje tylko w jednym z nich i nie dopuszcza drugiego do świadomości, wówczas ma duże szanse odpowiedzieć na tę sytuację reakcją schizofreniczną. Mówiono wtedy o schizofrenizacji świata, o podwójnym przekazie: z jednej strony werbalnym, a z drugiej, tym niewerbalnym prawdziwym. Znalazło to odbicie w literaturze i kinie, kultowym stał się na przykład film "Matrix".
Następnie psycholodzy i psychiatrzy przyczynili się do upowszechnienia depresyjnej wizji świata: w tym, który nas otacza - jak zaczęto straszyć - człowiek jest zagubiony, czuje pustkę egzystencjalną i jedyną właściwą odpowiedzią na to jest depresja. Cierpią na nią ofiary świata, który jest niezrozumiały, jednostki bardziej wrażliwe, nie będące w stanie się przystosować, zmuszone do reagowania depresją lub nawet samobójstwem. W latach 80. różnego rodzaju depresji rozpoznawano coraz więcej, powstawały wyspecjalizowane ośrodki terapeutyczne, przeznaczano ogromne nakłady finansowe na badania nad nią.
Kolejną sprawą, która poruszyła społeczną wyobraźnię, było dostrzeżenie, że nasze społeczeństwa starzeją się, i przewidywanie, że skoro więzi między ludźmi rozluźniają się w przyszłości pozostaniemy starzy, bezradni, zniedołężniali, bez opieki. W ramach tej wizji alzheimeryzacji społeczeństwa uznaliśmy wiele zjawisk za zapowiedź katastrofy, również w kategoriach ekonomicznych: kto będzie nas utrzymywał, gdzie będziemy się leczyć, kto będzie się nami opiekował. Najnowszą modą jest zainteresowanie chorobą Creutzfeldta-Jakoba: mimo że jest ona niezwykle rzadka, wszyscy roztaczają apokaliptyczne wizje zarażania się befsztykami.
Wydaje mi się, że temu mechanizmowi podlegają również rozważania na temat uzależnień, których punktem wyjścia było rozwiązywanie konkretnych problemów osób uzależnionych, głównie od alkoholu. Teorie psychologiczne, które wyjaśniały, w jaki sposób popadamy w uzależnienie od jakiejś substancji, dały się łatwo zastosować do różnych innych zachowań, także zachowań dnia codziennego. Właściwie powinniśmy ciągle być bardzo czujni, żeby uchronić się przed możliwością uzależnienia. Boimy się uzależnienia od substancji psychoaktywnych i staramy się ich unikać, ale nowe obawy dotyczą poza tym różnych zachowań, które przynoszą nam przyjemność.
Niewątpliwie w społecznym nastawieniu do hedonizmu nastąpiła ogromna zmiana. Dawniej powszechnie uznawane normy nakłaniały do samoograniczania się. Można powiedzieć, że właściwie cała kultura judeo-chrześcijańska pochwalała ascezę, poświęcenie, wyrzeczenia, gdy obecnie takie postawy spotykają się co najmniej ze zdziwieniem. Preferuje się natomiast postawy indywidualistyczne i hedonistyczne: podnoszenie własnej wartości, swojego ja, realizowanie pragnień, samorealizacja. Większość ludzi jest nastawiona na konsumpcję, a świat podsuwa nam coraz ciekawsze rzeczy, które powinniśmy konsumować.
Substancje psychoaktywne były powszechnie używane przez społeczeństwa pierwotne, ale podlegały racjonowaniu: ich używanie ograniczano wyłącznie do świąt i specjalnych okazji, a dysponował nimi szaman, kapłan, czarownik. Nadużywanie tych substancji sprowadzało się do jednego bądź kilku dni w roku. Dzisiaj takie substancje mamy w zasięgu ręki, a nacisk, żeby ich spróbować, spotyka się z coraz mniejszą dezaprobatą. Myślę, że druga połowa XX wieku przebiegała pod znakiem postaw hedonistycznych i konsumpcyjnych, że są one coraz bardziej rozpowszechnione i chyba w najbliższej przyszłości nie ma od tego odwrotu w najbliższej przyszłości. Nikt i nic nie jest w stanie zaoferować w skali społecznej wartości, które byłyby wobec nich konkurencyjne.
Kilka tygodni temu zorganizowaliśmy w naszym instytucie zebranie naukowe poświęcone właśnie temu, czy XXI wiek będzie wiekiem uzależnień. Koledzy z zakładów teoretycznych, głównie socjolodzy, ale i psycholodzy, zgadzali się, że zagrożeń uzależnieniami naprawdę nie jest tak dużo. Podkreślano między innymi, że spożycie alkoholu w XIX wieku było prawdopodobnie znacznie większe niż w XX, może nawet kilkakrotnie, a zarazem nie było żadnych mechanizmów zaradczych, choćby takich jak leczenie osób nadużywających czy uzależnionych. Zwracano uwagę, że dyskusja przenosi się na obszary psychopatologii życia codziennego, która wymaga ponownego zdefiniowania pojęcia patologii.
Przecież na dobrą sprawę i dawniej uzależnienia istniały wokół nas, ale nikt nie interpretował ich w kategoriach patologii. Mało tego, znaczna większość zachowań, które z dzisiejszego punktu widzenia nazwalibyśmy nałogowymi, była uważana za bardzo pozytywne. Narzekamy na przykład, że dzieci zdobywając nowe wiadomości uzależniają się od Internetu i już nie pamiętamy, jak sami czytaliśmy książki pod kołdrą, a rodzice udawali, że nas strofują, gdy faktycznie cieszyli się, że pochłaniamy książki i wzbogacamy swoją wiedzę. Pracoholicy, których zachowanie obecnie jesteśmy gotowi uznać za patologiczne, dawniej byli pochwalani i stawiani za wzór. Gdyby 50 lat temu czyimś ideałem była praca po osiem godzin dziennie, to taki człowiek zostałby nazwany po prostu leniem, pisano natomiast peany o tych, którzy zarywali noce i z czerwonymi oczami wstawali o czwartej rano budzić kury. Zjawisko seksoholizmu też niewątpliwie istniało, jego typowym przykładem jest Casanova.
Osoby starsze - zaniepokojone, że młodzież jest tak pochłonięta przez swoje zainteresowania i poświęca im tyle czasu - nie zauważają, że jednym ze szkodliwych nałogów jest ich własne uzależnienie od działki. Jeśli obliczyć, ile spędzają na niej czasu i ile przynosi to różnego rodzaju szkód, można byłoby mówić o uzależnieniu: wystarczy zobaczyć izby przyjęć szpitali na wiosnę, kiedy pojawiają się tam osoby z zawałem, bo nieprzygotowane musiały skopać ogródek, albo spociły się i nabawiły zapalenia płuc, lub wypadł im dysk. Podobnie rzecz się ma z kolekcjonerami, którzy niezależnie od okoliczności muszą mieć jeszcze ten jeden obraz, jeszcze jedną książkę: u wielu z nich niewątpliwie można dostrzec element kompulsywny, u większości stwierdzilibyśmy też niewywiązywanie się z roli ojca, matki, pracownika czy innych ważnych ról społecznych. Na dobrą sprawę postać tak pozytywną jak latarnik Sienkiewicza trzeba byłoby uznać za ofiarę uzależnienia od czytania, skoro przez to spowodował on tak wielkie szkody. W sensie psychologicznym byłyby to więc uzależnienia bardzo podobne do takich, które dzisiaj są oceniane negatywnie.
Kiedy jakiś sposób myślenia czy interpretowania ludzkich zachowań staje się bardzo popularny, często uznaję go za błędny właśnie dlatego, że jest powszechny, co wynika i z pewnej przekory, i z podejścia naukowego, które zawsze prawdy powszechne stawia pod znakiem zapytania. Z myślenia psychologicznego o nałogowych zachowaniach wynikają konkretne programy pomocy różnego typu osobom uzależnionym, obawiam się jednak, żeby ta wizja nie została karykaturalnie wyolbrzymiona. Może to wzbudzać lęk społeczny, że każdego rodzaju zachowanie, każdego rodzaju sprawianie sobie przyjemności jest pierwszym krokiem do tego, żeby się uzależnić.
Obserwujemy, że niektóre osoby nastawione lękowo i niepewne już reagują w ten sposób: zaczynają "dopasowywać" swoje objawy do obrazu uzależnienia. I nagle u psychiatry pojawiają się pacjenci, którzy nie są uzależnieni w sensie klasycznym, ale zgłaszają, że w tej sprawie coś z nimi jest nie tak. Jest to zjawisko podobne, choć może nie tak masowe, jak po opublikowaniu książki Antoniego Kępińskiego "Schizofrenia" [3], kiedy ludzie masowo zgłaszali się do gabinetów psychiatrycznych z rozpoznaniem schizofrenii, które sami sobie postawili.
I oprócz tego, że zgłaszane są wątpliwości, czy powiedzmy psychoanaliza lub myślenie o depresji w kategoriach behawioralno-poznawczych rozwiązało cokolwiek, pojawia się inne ważkie pytanie. Czy nie ma innych, poważniejszych zagrożeń, którymi powinniśmy się zająć na skalę masową? Z punktu widzenia członków społeczeństw bardzo biednych mówienie o uzależnieniu od telewizora czy gier komputerowych jest zawracaniem głowy, gdy oni nie mają co włożyć na grzbiet ani do garnka. Zwracam na to uwagę nie tyle z powodu jakichś obaw czy postawy obronnej wobec szerokiego traktowania uzależnień, lecz dlatego, że chcę zadać pytanie: czy rzeczywiście nie mówi się o nich za dużo, zwłaszcza w środkach masowego przekazu, które często przekazują niezwykle uproszczoną wersję przemyśleń psychologów, psychiatrów czy socjologów?
Można by powiedzieć, że koncepcja uzależnień - podobnie jak inne, poczynając od psychoanalizy - zapewne wniosła wiele dobrego do naszego życia społecznego. Jednak może nam tylko się tak wydaje, bo pracujemy w ramach tej koncepcji? Równie dobrze można wyobrazić sobie nasze życie na przykład bez psychoanalizy: mogłaby nie powstać, żylibyśmy bez niej i nie wiadomo, czy nie bylibyśmy szczęśliwsi. Wszyscy podkreślają, że dzięki psychoanalizie człowiek został uwolniony od konfliktu pomiędzy swoją biologicznością (głównie seksualnością) a wymogami kultury - tylko że w wyniku usunięcia tego konfliktu znikły tamte zagrożenia, ale pojawiły się nowe, choćby właśnie uzależnienia, przed którymi skutecznie chronił system norm kulturowych. Ten związek najwyraźniej widać na przykładzie krajów islamskich, gdzie dzięki zakazom i karom za picie alkoholu jest nieporównywalnie mniej problemów alkoholowych niż w kulturach przyzwalających na jego spożywanie.
Tak więc można powiedzieć, że koncepcje psychologiczne nieraz rozwiązywały jakieś problemy, ale niewątpliwie stwarzały następne i wydaje się, że nie jesteśmy w stanie położyć ich na szali i zważyć, czy więcej było dobrego, czy złego: nie mamy poczucia winy, ale mamy uzależnienia; nie mamy obsesji związanych z seksem, ale mamy AIDS itd. Trudno sobie wyobrazić, jakie negatywne konsekwencje czy niebezpieczeństwa może pociągnąć za sobą to, że będziemy pokazywali mechanizm uzależnień, uważam jednak, że powinniśmy się nad tym zastanowić.
[na podstawie rozmowy z dr. Bogusławem Habratem oprac. Anna Dodziuk, Olga Dziewałtowska]


[1] Anna Dodziuk: Nałogowy człowiek w nałogowym społeczeństwie. Magazyn Gazety Wyborczej nr 26 z 29 czerwca 2000.
[2] zob. Karen Horney: Neurotyczna osobowość naszych czasów. PWN, Warszawa 1976.
[3] Antoni Kępiński: Schizofrenia. PZWL, Warszawa 1974.

dr Bogusław Habrat
kierownik Zespołu Profilaktyki i Leczenia Uzależnień
Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie



logo-z-napisem-białe