Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Czy bezwzględny zakaz jest do utrzymania?

Janusz Sierosławski

Rok: 2001
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 12

Kto, jeśli nie rodzice, miałby wprowadzać młodzież w świat substancji psychoaktywnych? To przecież rodzina,a w szczególności rodzice są przede wszystkim odpowiedzialni za proces wychowania. Ramami dla wychowawczej roli rodziców jest porządek prawny i obyczajowy, a prawem rodziców jest decydować, czy chcą wychować abstynenta, czy kogoś, kto potrafi z umiarem czerpać radość z używania środków psychoaktywnych, przynajmniej niektórych.
Znacznie bardziej problematyczne jest pytanie, jak rodzice powinni uczyć swoje dzieci kontaktowania się z substancjami psychoaktywnymi. To pytanie bowiem nie ogranicza się do technicznych kwestii oddziaływania na dzieci, lecz mieści w sobie także rozstrzygnięcie modelu stosunku do substancji psychoaktywnych, jaki chciałoby się im wpoić. Innymi słowy, zanim przejdziemy do rozważania, jak uczyć, trzeba najpierw jasno zdać sobie sprawę, co chcemy osiągnąć.
W przypadku substancji nielegalnych sprawa wydaje się jasna: zdecydowana większość rodziców zgodnie z normą kulturową chciałaby zapewne uchronić swoje pociechy przed takimi doświadczeniami i nie wyobraża sobie, żeby ich dzieci, gdy już dorosną, miały używać narkotyków, choćby w ograniczonym zakresie. Inaczej z alkoholem: wprawdzie pełna abstynencja w dorosłym życiu może być celem wychowania, lecz nie jest to jedyne akceptowane kulturowo rozwiązanie i - jak wynika z badań - stosowane rzadko. Znacznie bardziej rozpowszechnionym celem wychowania jest model picia umiarkowanego czy choćby symbolicznego. Jak więc doprowadzić do tego, żeby nasze dziecko, gdy dorośnie, chciało i umiało korzystać z alkoholu w sposób akceptowany społecznie i względnie bezpieczny?
Kto, kiedy, w jakich sytuacjach i ile może wypić - zależy od zwyczajów panujących w danej kulturze. O ile w naszym kręgu kulturowym picie napojów alkoholowych przez dorosłych jest w zasadzie powszechnie akceptowane, o tyle stosunek do picia młodzieży jest silnie zróżnicowany. We Włoszech, Francji czy Danii powszechny jest zwyczaj picia niskoprocentowych napojów alkoholowych przez młodsze nastolatki, na przykład do posiłków. Z drugiej strony w Szwecji, Norwegii czy Stanach Zjednoczonych bardzo przestrzegana jest norma nie dopuszczania do konsumpcji napojów alkoholowych przez nieletnich. Także prawne ograniczenia dostępu młodzieży do alkoholu są mocno zróżnicowane: od bardzo restrykcyjnych (USA, Szwecja) do liberalnych (na przykład w Danii dopiero w ostatnich latach wprowadzono ograniczenia w sprzedaży napojów alkoholowych, i to tylko dla osób poniżej 16. roku życia). Nasz kraj na tym tle zaliczał się do niedawna do dość restrykcyjnych.
W Polsce jeszcze w latach 80. obowiązywał - zdawałoby się niepodważalnie - model "abstynencyjny" w podejściu do kwestii picia nieletnich. W zasadzie nikt nie kwestionował 18 lat jako granicy, od której dozwolone może być picie jakichkolwiek napojów alkoholowych. W tej kwestii zarówno badania opinii publicznej, jak opinie ekspertów były wysoce zgodne. Wprawdzie norma powstrzymywania się od picia była przez nastolatków powszechnie łamana, jednak nawet oni w zasadzie jej nie kwestionowali.
Ta sytuacja w latach 90. zaczęła się zmieniać. Wyniki badań opinii publicznej wskazują na istotny wzrost odsetka dorosłych dopuszczających doświadczenia alkoholowe przed osiągnięciem pełnoletności. Prawne ograniczenia dostępności napojów alkoholowych dla nieletnich są powszechnie łamane, ich niedozwolona reklama w znacznym stopniu adresowana jest do młodzieży. Widok pijących nawet podpitych młodych ludzi w miejscach publicznych spowszedniał i nie wywołuje już żadnej reakcji dorosłych. Badania wśród nastolatków przekonują, że dla wielu z nich napoje alkoholowe są stałym elementem kultury młodzieżowej. Nie znajdują oni żadnego uzasadnienia dla powstrzymywania się od alkoholu do czasu osiągnięcia pełnoletności. Uważają, że do picia mają pełne prawo.
Badania rodziców nastoletnich dzieci wskazują na wysoki poziom ich bezradności. Z jednej strony - uznają oni jeszcze w znacznym stopniu normę zakazującą picia nieletnim, z drugiej - nie bardzo chcą lub nie potrafią jej wyegzekwować od swoich dzieci. W dużej części rodzin zachowywana jest chybotliwa równowaga między oczekiwaniami rodziców i potrzebami młodzieży, budowana na płaszczyźnie niedopowiedzeń i niedostrzegania oczywistych faktów. Albo rodzice żądają pełnej abstynencji i jednocześnie godzą się nie zauważać przypadków jej łamania, albo wprost redukują swoje żądania do unikania "ostrego" picia, a często i tak nie są w stanie nawet tego wyegzekwować. W efekcie zarówno odsetki nieletnich sięgających po alkohol, jak i poziom spożycia przez nich napojów alkoholowych znacznie wzrosły. Obecnie ich picie, zwłaszcza picie piwa przez 15-latków, stało się już statystyczną normą. Coraz powszechniejsze picie prowadzące do nietrzeźwości wiąże się ze znacznym wzrostem ryzyka pojawienia się poważnych problemów.
Zarysowana tu diagnoza skłania do postawienia fundamentalnego pytania o zasady polityki w kwestii picia nieletnich. Czy bezwzględny zakaz picia napojów alkoholowych przed osiągnięciem pełnoletności jest obecnie do utrzymania, czy też należy go złagodzić? A jeśli tak, to w jakim kierunku powinna iść liberalizacja i jak daleko? Chodzi tu zarówno o zasady polityki państwa, jak o rekomendacje, jakimi powinni kierować się rodzice.
Punktem wyjścia do zakwestionowania podstawowej zasady głoszącej, że alkohol powinien być tylko dla dorosłych, jest nie tyle przekonanie, że nie jest słuszna, co stwierdzenie, że jej utrzymanie staje się coraz mniej realne. Jedyną drogą do takiego celu byłoby uzyskanie pełnej zgodności w tej sprawie wszystkich, czyli młodzieży i dorosłych, co wydaje się mało prawdopodobne. Pozostaje więc do rozstrzygnięcia, czy godzić się na obecny stan powolnej utraty kontroli nad piciem młodzieży, czy starać się odzyskać tę kontrolę, redukując nierealne już dziś cele, a tym samym wychodząc naprzeciw oczekiwaniom młodzieży.
Odpowiedź na tak postawione pytanie wymaga szerokiej dyskusji społecznej, poprzedzonej debatą specjalistów. W moim przekonaniu nie uda się jednoznacznie przesądzić tej kwestii na poziomie centralnym. Powinna ona znaleźć odpowiednie rozstrzygnięcie na poziomie rodziny, w interakcji między rodzicami i dziećmi, w zależności od rodzinnych norm i strategii wychowawczych. W rodzinach o tradycyjnych normach, zdolnych do ich egzekwowania, pewnie uda się utrzymać zwyczaj abstynencji, w rodzinach bardziej liberalnych, gdzie i tak młodym ludziom na wiele się pozwala, lepiej będzie, aby wczesne doświadczenia alkoholowe przebiegały pod pełną kontrolą rodziców. Wszystkim zaś można rekomendować, żeby o alkoholu rozmawiać w sposób racjonalny, unikając jednostronności.
Zawczasu należy uczyć nie tylko o negatywnych skutkach picia, ale też przekazywać wiedzę o zwyczajach alkoholowych wskazując na te, które wiążą się z mniejszym ryzykiem szkód zdrowotnych i społecznych. Nawet jeżeli chcemy, aby nasze dziecko pozostało do końca życia abstynentem i jesteśmy w stanie do tego doprowadzić, to i tak nie powinno ono pozostać ignorantem w zakresie "alkoholowych obyczajów". Wiedza o tym, jak należy pić zgodnie z wzorami kultury, może się przydać nawet zdeklarowanym abstynentom.
W przypadku substancji nielegalnych ustalenie pełnej abstynencji jako celu wychowania nie budzi wątpliwości. Pozostaje pytanie, jak ten cel realizować. Tak jak różnią się style wychowania w rodzinach, tak różne będą metody wpajania odpowiedniego stosunku do narkotyków. Jedno, co można rekomendować wszystkim, to aktywność podejmowana odpowiednio wcześnie: narkotyki nie mogą być tematem tabu, należy rozmawiać o nich dostosowując zakres przekazywanych informacji do poziomu rozwojowego dziecka. Należy też unikać wyolbrzymiania negatywnych konsekwencji sięgania po narkotyki. Jeśli rodzice przekonują swoje dziecko, że już pierwsze użycie narkotyku powoduje uzależnienie lub że marihuana zabija, to można oczekiwać, że takie twierdzenia szybko zostaną obalone przez przykłady kolegów, którzy już kilka razy marihuany spróbowali i nie tylko nadal żyją, ale nawet nie popadli w uzależnienie. W takiej sytuacji nie powinno dziwić, jeśli zakwestionowana zostanie całość przekazu o szkodliwości narkotyków i w ogóle wiarygodność nadawcy.

Janusz Sierosławski
Instytut Psychiatrii i Neurologii Warszawa



logo-z-napisem-białe