Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Kto winny? czyli o przemocy w szkole

Marcin Ziemniewicz

Rok: 2003
Czasopismo: Niebieska Linia
Numer: 3

Młodzi ludzie uważnie sprawdzają, z kim mają do czynienia. Jeżeli przekonają się, że próbujemy kogoś udawać, nie będą nas szanowali.

Przemoc. Termin ten jest ostatnio coraz modniejszy. Mamy wiele rodzajów przemocy i agresji: jest przemoc domowa, rówieśnicza, seksualna, przemoc w miejscu pracy, na stadionie itd. Agresja jako element zachowania człowieka zawsze była obecna w dziejach ludzkości. Jednak ostatnio staje się coraz bardziej wyrazistym i akceptowanym elementem naszego życia i kultury. Możemy zaobserwować ją w artystycznych poczynaniach współczesnych twórców literatury, muzyki czy filmu. Czy to źle? Trudno powiedzieć - zadaniem sztuki jest przecież pokazywanie, rzeczywistości, w jakiej żyjemy. Moglibyśmy zastanawiać się, czy pełne przemocy filmy, programy telewizyjne bądź muzyka nie kreują w jakiś sposób rzeczywistości i nie sankcjonują zachowań agresywnych.

Kto jest winny?
Jestem psychologiem i pracuję w placówce terapeutycznej o szerokim spektrum podejmowanych działań. Jednym z nich jest prowadzenie zajęć profilaktycznych z młodzieżą szkolną dotyczących między innymi agresji rówieśniczej. Dość często zdarza się, że po zajęciach w klasie zostaje osoba, która chciałaby otrzymać odpowiedź na nurtujące ją pytanie np. czy zawsze ofiara jest niewinna? lub, jak można pomóc komuś, kogo tępią w klasie?. Nierzadko okazuje się, że tym "kimś" jest właśnie pytający. Zdarza się również, że przychodzi do mnie młody człowiek, skierowany przez pedagoga szkolnego bądź z własnej inicjatywy, prosząc o pomoc w rozwiązaniu swoich kłopotów. Najczęściej już w czasie pierwszej rozmowy okazuje się, że problem tkwi w przemocy, której ta osoba doznaje ze strony kolegów z klasy.
Problem przemocy ujawnia się przy różnych okazjach. Kiedyś w czasie zajęć dotyczących uzależnienia od alkoholu, usłyszałem pytanie dziewczyny: Co zrobić, gdy nie mogę odmówić wypicia piwa z koleżankami, bo grożą, że zostanę tak skopana, że znajdę się w szpitalu. Kiedyś tego typu groźby wypowiadane były tylko przez chłopców, dzisiaj już nie.
Pewien chłopak trafił do mnie z problemem, jak to nazwał, depresji spowodowanej śmiercią ważnej dla niego osoby. Chociaż minęły 3 lata, wciąż nie był w stanie pogodzić się z tym, że jej nie ma. Mimochodem dodał, że ma pewne problemy w klasie. Okazało się, że jest systematycznie bity przez kolegów. Stan ten trwał nieprzerwanie od początku jego nauki, czyli od 3,5 roku. Koledzy "używają" go, jak stwierdził, jako worek treningowy. Na pytanie, czy zgłaszał ten problem pedagogowi szkolnemu, wychowawcy czy dyrektorowi szkoły, odpowiedział twierdząco. Uważał jednak, że osoby te nie są w stanie mu pomóc.
Pomijając bogatą i oczywiście ważną przestrzeń wewnętrznych przeżyć i motywów mojego klienta do pozostawania w niszczącej dla niego sytuacji (przykład "wyuczonej bezradności"), chciałbym zatrzymać się nad niepokojącym faktem: ten chłopiec zgłaszał akty przemocy wobec siebie pedagogowi, wychowawcy, dyrektorowi szkoły. W odpowiedzi usłyszał, że sam prowokuje. Gdy oświadczył, że odwoła się do kuratorium oświaty, skoro szkoła nie może mu pomóc, usłyszał, że nie jest to dobry pomysł, bo jego wyniki w nauce pozostawiają wiele do życzenia i w konsekwencji może zostać usunięty ze szkoły. Nie dowiedział się również, czym prowokuje kolegów do agresywnych zachowań wobec siebie.
Zastanawiając się nad opisaną sytuacją, możemy dojść do wniosku, że agresja rówieśnicza, jeśli została sprowokowana, nie podlega wpływowi wychowawczemu szkoły. Innymi słowy, jest dopuszczalna, a jeśli ktoś ponosi za nią winę - to jest nią ofiara.

Klasowa marionetka
Od niedawna prowadzę w różnych szkołach warsztaty profilaktyczne dotyczące agresji. W niektórych klasach obserwuję coś na kształt "fali" - i nie mam tutaj na myśli jedynie popularnego "kocenia" uczniów klas początkowych. Mówię o pewnych trwałych układach klasowych, opartych na sile i przejawiających się w zachowaniach przypominających sceny z filmów gangsterskich. Młodzież jest zdolna i spostrzegawcza, jeśli tylko damy jej wzorce do naśladowania, zadziwi nas pomysłowością w ich wykorzystaniu. Prowadząc zajęcia w jednej z klas III gimnazjum, byłem świadkiem pewnego zdarzenia. Jeden z uczniów rzucił jakąś uwagę. W odpowiedzi na to dwaj jego koledzy, siedzący przed nim, odwrócili się do niego i popatrzyli znacząco. On, wyraźnie zmieszany, wysunął twarz w ich stronę, po chwili obaj wymierzyli mu policzek. Chłopak cofnął się ze skruchą, koledzy odwrócili się i cała sprawa się zakończyła, przy milczącej akceptacji klasy. Uczeń ten, jak się później okazało, przyjął na siebie rolę marionetki klasowej, chłopca do bicia. Nie chcę się rozwodzić nad przyczynami, motywami i tym, kto jest winny. Istotne jest, że o tej sytuacji wiedzieli nauczyciele, ale nie potrafili nic zrobić.

Bezradność i lęk
Nie uważam, że ludzie pracujący w szkole, są w stanie powstrzymać wszelkie przejawy agresji między uczniami. Daleki jestem od obwiniania ich za przemocowe zachowania uczniów. Jednak nie zgadzam się z poglądem, że muszą być bezradni. Mam okazję prowadzić szkolenia dla nauczycieli dotyczące zasobów własnych w radzeniu sobie z agresją uczniów. Na pytanie, co może wpływać na zachowania ucznia, co może stymulować jego agresję, nauczyciele wymieniają: telewizję, rodzinę, społeczeństwo, warunki materialne, rówieśników, muzykę. Rzadko kiedy wymieniają własną bezradność lub lęk. Spotykam się także z przykładami budującymi, gdy pedagog szkolny, wspomagany przez grupę nauczycieli, z powodzeniem prowadzi działania profilaktyczne, adresowane zarówno do uczniów, jak i rodziców. Czy spowoduje to wyeliminowanie zachowań agresywnych? Nie, ale uczniowie uczestniczący w takim programie, przejawiają dużo większą gotowość do szukania pomocy u pedagoga. On natomiast ma dużo większą możliwość wpływania na zachowania uczniów. Dlaczego? Dzieje się tak wtedy, gdy nauczyciele podejmują wysiłek odrzucenia stereotypowych sądów na temat uczniów ("łobuzy", "bandyci"). Taka postawa ułatwia im wchodzenie w grupę i rozpoznawanie problemów "od środka", a nie tylko z pozycji belfra.
Nie próbuję zachęcać do spoufalania się z uczniami, stawania się ich kolegą. Zarówno ucieczka w relacje oficjalne, jak i nadmierne spoufalanie się, są wynikiem tego samego - lęku. Kiedy widzę, że nauczyciel ma dobry kontakt z uczniami, gdy obie strony ufają sobie i szanują się, mogę z całą pewnością stwierdzić, że pedagog ten jest osobą o dużych umiejętnościach wchodzenia w relacje interpersonalne, akceptuje siebie, jest pozbawiony lęku. Krótko mówiąc - ma duże "zasoby własne". Jest to istotne w pracy z młodzieżą. Ważna przy tym jest także współpraca osób pracujących w szkole - nic nie da nawet najlepsze podejście nauczyciela, jeśli nie będzie miał on oparcia we własnym zespole, a w szczególności w dyrektorze szkoły.
Praca wychowawcy, pedagoga, nauczyciela jest trudna, szczególnie dziś, kiedy często błędne rozumienie tzw. praw ucznia w połączeniu z usankcjonowaniem zachowań agresywnych przez kulturę masową powodują zachwianie i rozmycie roli wychowawczej szkoły. Tym bardziej więc powinniśmy dbać o własną kondycję psychiczną, by nie tylko nie odnieść nadmiernych szkód, ale przede wszystkim móc pozytywnie i w sposób znaczący wpływać na rozwój młodych.



logo-z-napisem-białe