Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Czy umiemy kochać dzieci? - wywiad z dr. Rossem Campbellem

Rok: 2001
Czasopismo: Niebieska Linia
Numer: 5

Z dr. Rossem Campbellem, psychiatrą amerykańskim, autorem bestsellera "Jak naprawdę kochać dziecko" oraz wielu innych książek na temat wychowania dzieci, rozmawia Irena Koźmińska


"Miłość jest cierpliwa i grzeczna, nigdy nie jest zazdrosna ani zawistna, chełpliwa czy dumna, nie jest wyniosła, samolubna ani ordynarna" - te słowa z biblijnego Listu do Koryntian są mottem Pańskiej książki. Dlaczego uznał Pan, że należy uczyć rodziców, jak kochać dzieci?


Miłość jest podstawą związku pomiędzy rodzicem i dzieckiem. Żeby dziecko mogło w pełni rozwinąć swój potencjał, musi czuć, że rodzice naprawdę je kochają i naprawdę się o nie troszczą. Jeśli tego nie czuje, zaczynają się kłopoty. Przez 30 lat praktyki psychiatrycznej z dziećmi i młodzieżą natrafiałem ciągle na te same problemy - rodzice mieli trudności z przekazaniem dzieciom swej miłości, a dzieci nie czuły się kochane.


Czyli mimo dobrych chęci brakowało umiejętności...


Właśnie. Uważam, że wszyscy rodzice potrzebują w tym zakresie edukacji, ponieważ nikt z nas nie jest do tego naturalnie przygotowany. Każde dziecko ma określone potrzeby emocjonalne. Nazywam to "zbiornikiem emocjonalnym". Żeby dziecko mogło rozwijać się normalnie, musi mieć pełny zbiornik emocjonalny - wypełniony bezwarunkową miłością rodziców. Jest to miłość bez względu na cokolwiek - bez względu na wygląd dziecka, jego zachowanie czy osiągnięcia. Innymi słowy, rodzice powinni kochać dziecko po prostu dlatego, że istnieje. Miłość warunkowa - za coś - jest dla dziecka bardzo szkodliwa.


Miłość bezwarunkowa może być trudna dla kogoś, kto sam jej nie doświadczył albo wzrastał bez miłości. Czy można zmienić taki wzorzec?


Owszem, można, trzeba tylko za-pamiętać, że dzieci są zorientowane behawioralnie, podczas gdy my, dorośli - werbalnie. Skoro tak, dzieci muszą otrzymywać miłość wyrażoną w ich własnym języku, tzn. przez zachowanie. Można sprowadzić wszystko do czterech prostych sposobów: pełnego miłości kontaktu wzrokowego, pełnego miłości kontaktu fizycznego, skupionej na dziecku uwagi i opartej na miłości dyscyplinie.


Przecież patrzymy na nasze dzieci. Czy to nie wystarcza?


Poprzez kontakt wzrokowy można przekazać wszelkie uczucia - także złość czy nienawiść. Zwykle rodzice patrzą dziecku w oczy, gdy je strofują lub dają instrukcje. Jeżeli dziecko otrzymuje głównie negatywny kontakt wzrokowy, wyrasta w przekonaniu, że nie jest prawdziwie kochane. Jeśli chcemy przekazać naszą miłość do niego, powinniśmy patrzeć na nie tak często i tak przyjaźnie, jak to tylko możliwe.


Dlaczego jest to takie ważne?


Miłość rodziców to podstawa naszego wyobrażenia o sobie, tego, co myślimy i czujemy na swój temat przez resztę życia. Poza tym dzieci odbijają jak lustro to, co dostają. Jeśli otrzymują miłość warunkową, okazywaną tylko wówczas, gdy spełniają nasze oczekiwania, zaczynają oddawać miłość warunkową. Co się dzieje, gdy takie dziecko wkracza w okres nastoletni? Zaczyna traktować rodzica w ten sam sposób - zachowuje się dobrze lub słucha tylko wtedy, gdy otrzymuje coś w zamian.


A kontakt fizyczny?


Wydawałoby się, że to bardzo naturalny sposób wyrażania miłości wobec dziecka, ale tak nie jest. Dzieci otrzymują kontakt fizyczny, ale niekoniecznie pełen miłości - na przykład przy ubieraniu. W dodatku chłopcy w wieku przedszkolnym otrzymują pięć razy mniej pełnego miłości kontaktu fizycznego niż dziewczynki i to jest główna przyczyna ich problemów emocjonalnych.


Dość powszechnie uważa się, że chłopców trzeba traktować bardziej surowo, nie powinni na przykład płakać, bo to niemęskie...


To jest pogląd uwarunkowany kulturowo. Nie ma on żadnego uzasadnienia z punktu widzenia potrzeb emocjonalnych dziecka.


Czy jednak nie ma obawy, że okazując chłopcu zbyt wiele uczucia, wychowa się słabego, zniewieściałego mężczyznę?


Prawda jest zupełnie odwrotna. Im bardziej ojciec jest serdeczny wobec chłopca, tym bardziej chłopiec identyfikuje się z nim i tym pewniej będzie czuł się w roli mężczyzny. Chłopcy, których ojcowie są nieprzyjemni i odrzucają ich emocjonalnie, często stają się zniewieściali.


Jaki rodzaj kontaktu fizycznego jest dla dziecka dobry? To delikatna dziedzina, bo kontakt fizyczny może przekroczyć granicę zdrowych zachowań i przerodzić się w patologię.


To prawda. Mówiąc o kontakcie fizycznym, niekoniecznie musimy rozumieć to wyłącznie jako całowanie czy obejmowanie, co oczywiście jest całkiem zdrowe, jeśli stosowne do sytuacji. Może to być także delikatne dotknięcie czy poklepanie w ramię, dłoń, kolano.


W amerykańskich instytucjach opiekuńczych po wojnie niemowlęta masowo umierały mimo higieny, dobrego odżywiania i właściwej opieki lekarskiej. Problem ustał po zatrudnieniu specjalnych niań do noszenia i przytulania maluchów. Jak często powinniśmy dotykać dzieci?


Tak często, jak to tylko możliwe. Przejawy miłości rodziców są największym darem, który daje dziecku siłę na resztę życia. Są dzieci, które na pozór nie życzą sobie kontaktu fizycznego, ale one też go potrzebują. W ten sposób możemy im okazać miłość w szczególnych momentach - gdy są rozbawione, chore lub smutne. Każde dziecko przechodzi przez rozmaite fazy rozwoju, w których przejawia różną tolerancję na dotyk. Chłopcy mają okres oporu wobec okazywania im uczuć, ale lubią mocowanie się czy przyjazne poklepanie przez rodzica. Dla dziewcząt w wieku 11-13 lat taktowny i delikatny kontakt ze strony ojca jest niezwykle ważny, ponieważ na tej podstawie dziewczynka buduje wyobrażenie o sobie i swoją tożsamość płciową. Akceptując ją, ojciec pomaga córce zaakceptować samą siebie jako kobietę.


Kolejny sposób przekazywania miłości - skupiona na dziecku uwaga - wydaje się, w naszym zabieganym życiu, coraz trudniejszy do zastosowania.


Coraz trudniej być rodzicem - jesteśmy tak zajęci i zestresowani. Skupiona na dziecku uwaga oznacza spędzanie z dzieckiem czasu w taki sposób, by czuło, że dla rodzica jest najważniejszą osobą na świecie. Najbardziej skuteczne jest oczywiście spędzanie czasu sam na sam z dzieckiem, ale nawet w tłumie ludzi - poprzez sposób, w jaki na nie patrzymy - można dać mu odczuć, że jest kimś wyjątkowym. Każdy z nas potrzebuje takiego poczucia. Każdy z nas ma swój zbiornik emocjonalny.


I chce być dostrzeżony i doceniony, zwłaszcza przez rodziców.


Rodzice są dla nas najważniejszymi osobami w życiu. Mój ojciec jest bardzo trudnym człowiekiem. Kiedy odwiedziłem go miesiąc temu, powiedział "Wiesz Ross, ja ciągle boleję nad tym, wściekam się i zastanawiam, dlaczego moja matka była dla mnie taka podła. Dlaczego nigdy mnie nie kochała?" On wciąż przeżywa dramat dziecka, w wieku 86 lat! Rodzice mają największy wpływ na nasze życie - większy niż ktokolwiek i cokolwiek innego.


Wracając do pańskiej koncepcji zbiornika emocjonalnego - skąd dorosły ma czerpać energię emocjonalną, by przelać ją na dziecko, jeśli jego zbiornik jest pusty?


Powinniśmy robić wszystko, by móc zaspokajać potrzeby naszych dzieci - podstawą jest dbanie o trwałość i harmonię małżeństwa, a także o zdrowie fizyczne, emocjonalne i duchowe. Ale nawet gdy nasz zbiornik emocjonalny nie jest pełny, możemy skutecznie napełniać zbiorniki naszych dzieci. Sposoby okazywania miłości dziecku są proste i wyrażają się w zachowaniu, więc zawsze możemy okazać mu miłość.


Problem z tym, że kiedy rodzic wraca zmęczony lub sfrustrowany do domu, kontakt z dzieckiem to często ostatnia rzecz, na jaką ma ochotę.


Zgadza się. I dlatego tego nie robi. Ale popełnia okropny błąd i szkodzi nie tylko dziecku, ale i sobie. Kiedy zbiornik emocjonalny dziecka jest pełny, utrzymanie go w tym stanie wymaga niewielkiego wysiłku i krótkiego czasu. Powiedzmy więc, że ojciec wraca do domu i marzy tylko o tym, by odpocząć, a dziecko przychodzi i w niedojrzały, denerwujący sposób domaga się uwagi. Zwykle kończy się to awanturą. Ale gdyby ojciec od początku przekazał mu kontakt wzrokowy, fizyczny i swoją uwagę, znacznie krótszy czas wystarczyłby, aby wypełnić zbiornik dziecka, by poczuło się szczęśliwe i zajęło swoimi sprawami. Popatrzmy też w przyszłość. Rodzice, którzy byli ciągle zajęci lub zmęczeni, płacą swym czasem, frustracją, pieniędzmi, gdy dziecko wpadnie w narkomanię, trafi do sekty lub gangu, ma depresję, ucieka z domu lub próbuje popełnić samobójstwo. Wtedy są zmuszeni, by się nim zająć.


Często z miernym skutkiem...


Niestety. Pamiętam, że kiedy sam po całodziennej pracy w gabinecie wracałem wykończony do domu i zastanawiałem się, jak znaleźć energię, by zaspokajać potrzeby i rozwiązywać problemy moich własnych dzieci, zawsze mówiłem sobie: Campbell, co szóste dziecko trafia do sądu dla nieletnich. Gdyby tam znalazło się któreś z twoich, byłaby to tragedia dla całej rodziny. Jeżeli nie chcesz, by tak się stało, nie myśl o sobie, lecz daj im to, czego potrzebują.


Czy miłość można przekazywać za pomocą dyscypliny? Myślę, że wielu osobom dyscyplina kojarzy się bardziej z karami niż z miłością.


To jest ogromne nieporozumienie. Czym jest bowiem dyscyplina? To szkolenie umysłu i charakteru dziecka w taki sposób, by w efekcie nauczyło się samokontroli, samodyscypliny i stało się konstruktywnym członkiem społeczeństwa. Kara jest tylko małym fragmentem dyscypliny, i to najbardziej negatywnym. Rodzice powinni wiedzieć, że najważniejszą częścią dobrej dyscypliny jest sprawienie, by dziecko czuło się prawdziwie kochane i akceptowane. Im bardziej czuje się ono kochane, tym bardziej identyfikuje się z rodzicami, skłonne jest wzorować się na nich, przejąć ich przewodnictwo intelektualne i duchowe. Jeżeli nie czuje się kochane, reaguje na rodzicielskie polecenia i system wartości złością, w ostrzejszych przypadkach rozwija postawę buntu wobec wszelkich autorytetów, widoczną zwłaszcza w okresie nastoletnim.


Utkwiło mi w pamięci powiedzenie: "Dziecko, które dobrze się czuje, dobrze się zachowuje". Dzieci niekochane z pewnością nie czują się najlepiej.


Dzieci instynktownie wiedzą, że potrzebują miłości i że rodzice powinni im ją dać. Jeżeli rodzic zaspakaja tę potrzebę, wówczas dziecko nie czuje żadnej presji, by źle się zachowywać. Kiedy natomiast ma ono pusty zbiornik emocjonalny, poprzez złe zachowanie domaga się uwagi i cały czas zadaje rodzicom pytanie: "Czy mnie kochasz?" Naszą złością i karaniem dajemy dziecku odpowiedź: "Nie, nie kocham". Rodzice przede wszystkim powinni się zastanowić, czego dziecko potrzebuje, ponieważ poprzez złe zachowanie wyraża ono zawsze jakąś niezaspokojoną potrzebę.
Główną przyczyną złego zachowania dziecka jest pusty zbiornik emocjonalny. Następną może być problem fizyczny - głód, choroba, ból, zmęczenie. Jeżeli to wykluczymy, powinniśmy zadać sobie kolejne ważne pytanie: "Czy dziecko czuje skruchę?" Jeżeli tak, byłby to najgorszy moment, żeby je karać. Jeżeli czuje się winne, to znaczy, że świadomie ocenia sytuację i ma wyrzuty sumienia. Pragniemy, by dziecko, a potem nastolatek i dorosły mieli rozwinięte sumienie, a do tego trzeba poczucia winy. Jak można poczucie winy skutecznie wymazać? Dając dziecku, które cierpi z powodu postępku, karę, szczególnie cielesną. Tymczasem w tych momentach możemy nauczyć dziecko, jak przebaczać. Wielu ludzi tego nie potrafi - i stają się zgorzkniali. Kiedy dziecko czuje się skruszone z powodu swego uczynku, powinniśmy wybaczyć.


A jeśli dziecko nie odczuwa skruchy?


Musimy się upewnić, czy jest to nieposłuszeństwo, czy tzw. negatywizm dwulatka, występujący u dzieci 2-4-6 letnich. Takie dziecko zrobi to, o co je poprosimy, ale najpierw musi powiedzieć "nie". Jest to normalna faza rozwoju.


Po prostu rodzi się indywidualność...


Otóż to. Wielu rodziców, gdy usłyszy "nie", zazwyczaj karze dziecko. Tymczasem mamy inne sposoby jego kontrolowania. Pierwszy, który lubię najbardziej, to prośba. Jest to piękny sposób zwracania się do dziecka - okazujemy mu, że szanujemy jego uczucia i jego opinie. Oznacza też: "Traktuję ciebie poważnie i oczekuję, że będziesz odpowiedzialny za swoje zachowanie". A odpowiedzialność to bardzo ważny składnik charakteru.


Jednak prośby nie zawsze skutkują.


Wtedy stosujemy polecenie. Przekaz pozawerbalny przy poleceniu jest całkowicie negatywny: "Nie obchodzi mnie, co o tym myślisz ani co czujesz. Nie oczekuję od ciebie odpowiedzialności za twoje zachowanie. Twoją jedyną odpowiedzialnością jest robić, co ci każę". To wywołuje gniew dziecka. Ale polecenia czasami są konieczne. Kolejny sposób, zupełnie negatywny, to karanie. Jest to bardzo trudna kwestia. Żeby ukarać, nie powodując zaburzeń w psychice dziecka, trzeba karę dobrze przemyśleć. Przede wszystkim musi ona odpowiadać winie. Jeśli kara jest zbyt mała, dziecko skwituje ją szyderstwem. Jeśli zbyt surowa, wywoła rozgoryczenie i złość. W dodatku, co jest karą dla jednego dziecka, może być niczym dla drugiego. Odpowiednia kara wymaga rodzicielskiej mądrości. Jeśli chcę, by była właściwa, muszę pomyśleć o tym zawczasu, kiedy jestem w spokojnym nastroju i mogę to przedyskutować z współmałżonkiem lub zaprzyjaźnioną osobą.


To mi przypomina Kodeks karny, który z góry przewiduje kary za poszczególne wykroczenia. Czy w przypadku dzieci nie jest przesadą przygotowywać karę na zapas?


Jeśli chcemy ukarać mądrze, a nie dać upust swojej złości, trzeba dobrze przemyśleć, jaka kara jest odpowiednia dla danego dziecka za drobne przewinienie, a jaka za poważniejsze. Kiedy taki incydent nastąpi, a rodzic będzie akurat wściekły, nie zdecyduje pod wpływem emocji, tylko przypomni sobie, co postanowił wcześniej.


Co sądzi pan na temat kar cielesnych?


Każdy umie zbić dziecko. To nie wymaga wrażliwości, właściwego osądu, zrozumienia ani talentu. Zwolennicy bicia nie zastanawiają się nad tym, jak szkodliwe jest ono dla psychiki. Powołują się oni na trzy wersety z Księgi Przypowieści, pomijając setki innych, w których mowa jest o grzeczności, zrozumieniu, współczuciu, przebaczeniu - tak jakby dziecko nie miało prawa do tych przejawów miłości! Znam chrześcijan, których wychowano bez miłości, za to za pomocą surowych kar cielesnych. Ci nieszczęśnicy rzadko mają ciepły i zdrowy stosunek do Boga, starają się wywyższać i narzucać innym zasady moralne.


A czy istnieje problem nadmiaru miłości? Czy można kochać dziecko za bardzo?


Właściwej miłości nigdy nie jest za dużo. Niewłaściwa miłość utrudnia rozwój emocjonalny dziecka, ponieważ nie zaspokaja jego potrzeb i czyni je zależnym od rodzica. Jedną z form złej miłości jest zaborczość - poprzez kontrolowanie, manipulację lub szantaż emocjonalny rodzic trzyma dziecko w stałej zależności od siebie. Takie dziecko staje się jednostką uległą, łatwą zdobyczą dla osób o autorytarnej osobowości albo sekt. Inny rodzaj złej miłości to uwodzicielstwo - świadome lub nieświadome dążenie dorosłego do pobudzenia zmysłowo-seksualnych uczuć w kontakcie z dzieckiem. Kolejny typ destruktywnej miłości, substytucja, polega na przeżywaniu swego życia poprzez dziecko. Dotyczy to na przykład matek obsesyjnie zainteresowanych intymnymi szczegółami z randek córek, przez co nierzadko popychają je do działań, do których dziewczyny nie są jeszcze dojrzałe. Podobnie ojciec poprzez sukcesy sportowe czy erotyczne syna może przeżywać swoje niespełnione marzenia. Zachęcając syna do ciągłych podbojów, rani także inne osoby, bowiem syn zaczyna traktować kobiety wyłącznie jako obiekty seksualne i ma trudności w nawiązaniu partnerskiego, opartego na uczuciu i szacunku związku z kobietą. Jeszcze inny rodzaj złej miłości to odwrócenie ról - kiedy rodzic oczekuje od dziecka, że przejmie ono nad nim opiekę i będzie zaspokajało jego potrzeby. W tych warunkach dziecko nie może rozwijać się normalnie, a za swą przedwczesną dorosłość płaci nieraz zaburzeniami psychicznymi.


Dalszy ciąg rozmowy opublikujemy w kolejnym numerze "Niebieskiej Linii". Wywiad został przeprowadzony na potrzeby konferencji "Jak kochać dziecko - nowe odkrycia psychologii", którą w 1999 roku w Warszawie zorganizowała Fundacja "ABC XXI - program Zdrowia Emocjonalnego. Jego fragmenty ukazały się w "Polityce" nr 66/1998.

rozmawia Irena Koźmińska




logo-z-napisem-białe