Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Przypadek Kamila

Piotr Bakuła

Rok: 2005
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 5

Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie koleżanka terapeutka pracująca z uzależnioną młodzieżą ze stwierdzeniem, że poważnie myśli o tym, żeby zostać spawaczem kotłów wysokociśnieniowych, bo to i praca łatwiejsza, i efekty widoczne. Praca z młodymi uzależnionymi i ich rodzinami bardzo często obarczona jest poczuciem porażki, bezsilności i zwątpieniem, czy to, co robię, ma w ogóle sens.

Cztery lata temu do poradni zgłosił się młody heroinista i alkoholik Kamil. Przyszedł w sprawie detoksykacji, o dalszym leczeniu nie chciał w ogóle myśleć. Odtrucie było mu potrzebne, żeby zmniejszyć sobie działki i wzmocnić się fizycznie. Ponieważ mieliśmy kontakt z jego matką, razem przekonaliśmy go do wyjazdu do ośrodka. Wyjechał, był tam jeden dzień i wrócił, bo - jak twierdził - w ośrodku było fatalnie. Przekonał matkę, że już nie będzie brał, ona przyjęła go do domu. Żeby ograniczyć jej kontakty z poradnią, zaczął wmawiać matce, że tam pracują sami czynni narkomani i że jest to miejsce handlu i używania narkotyków. Matka uwierzyła w to i na rok przerwała z nami kontakt.
W tym czasie Kamil brał narkotyki, a naprzemiennie, gdy ich brakowało, pił alkohol. Popełnił parę przestępstw, dostał wyrok, kilka miesięcy był w więzieniu. W domu szantażował matkę, że ma mu załatwiać benzodiazepiny u lekarza, bo jak tego nie zrobi, to będzie brał heroinę. Oczywiście i tak brał, a leki służyły wzmocnieniu działania narkotyku. Cała jego rodzina była podporządkowana uzależnieniu Kamila. Jego ojciec, alkoholik i sprawca przemocy, od kilku lat pił coraz mniej i Kamil idealnie wstrzelił się w mechanizmy rodzinne podporządkowane do tej pory uzależnieniu jego ojca. Matka Kamila załatwiała leki, oddawała długi handlarzom, śledziła go. W tych zabiegach matce pomagała siostra Kamila, która sama jest w związku z czynnym alkoholikiem i sprawcą przemocy.
Po kolejnym przestępstwie i kolejnym wyroku Kamilowi zaczęło grozić odwieszenie poprzednich wyroków i pójście do więzienia. Wtedy stwierdził, że należy coś ze sobą zrobić, żeby tego uniknąć. Pomysłów miał wiele: może blokery, a może jakieś cudowne leki? W końcu razem z jego matką ustaliliśmy, że może syn spróbuje rozpocząć leczenie według naszego pomysłu. Było ich do tego bardzo trudno przekonać, pojechał jednak na detoksykację, wrócił po trzech tygodniach ze szpitala z zamiarem załatwiania sobie leczenia w ośrodku stacjonarnym. Ponieważ kilku jego kolegów trzeźwiało w ośrodku terapeutycznym dla alkoholików w Pruszkowie, upierał się, że koniecznie chce tam pojechać. Rozumiałem jego motywy, widział trzeźwych heroinistów, którzy ten ośrodek ukończyli, ale jakoś nie miałem wewnętrznego przekonania co do trafności wyboru tego miejsca dla Kamila - za duża destrukcja, zbyt duże wypadnięcie z ról.
On jednak zaczął robić wszystko, żeby tam pojechać. Chodził na grupę wstępną, utrzymywał abstynencję, motywował matkę do chodzenia na spotkania grupy rodziców - pokazywał, że naprawdę mu zależy. Ukończył leczenie z bardzo dobrą opinią i rozpoczął grupę pogłębionej terapii w poradni. Widać w nim było zmianę: przestał manipulować otoczeniem, potrafił cieszyć się na trzeźwo, zdobył dużą wiedzę na temat uzależnienia, uznał bezsilność wobec alkoholu i narkotyków. Pomagał również w trzeźwieniu swoim kolegom, pokazując, że można żyć bez alkoholu i narkotyków.
Miałem oczywiście świadomość, że część z tego, co prezentuje, wynika z chęci uniknięcia kary więzienia, ponieważ co pewien czas prosił o opinię do sądu w celu odroczenia wykonania kary. Myślałem jednak, że z czasem będzie w stanie zmienić zewnętrzną motywację na wewnętrzną. Pierwszy zgrzyt pojawił się, gdy Kamil związał się z koleżanką z grupy terapeutycznej. Ponieważ takie związki są zabronione w regulaminie, przenieśliśmy go do innej grupy. Tak naprawdę za złamanie regulaminu powinien on zakończyć leczenie w naszej poradni i poszukać sobie innej placówki, ale było to praktycznie niewykonalne, ponieważ od najbliższej poradni zajmującej się narkomanami dzieli nas odległość 100 kilometrów, a my nie mieliśmy prawa pozbawiać go pomocy terapeutycznej.
Kamil został przeniesiony do innej grupy, a wszyscy w poradni z coraz większym niepokojem obserwowali jak destrukcyjnie na nich oboje działa ten związek. Jego dziewczyna pochodzi z rodziny z wielopokoleniowym uzależnieniem, jej babcia, matka i ojciec są czynnymi alkoholikami (matka przez pewien czas była naszą pacjentką). To, że wybrali siebie nawzajem na partnerów było dla mnie zrozumiałe, oboje dobrze znali obszary związane z dysfunkcją i dobrze poruszali się w nich. Nie musieli aż tak bardzo przystosowywać się do nowej sytuacji, zmieniać swoich mechanizmów obronnych, wykorzystywanych w latach dzieciństwa w kontaktach z osobą uzależnioną. Ta sytuacja była im znana i przez to wydawała się bezpieczna. Jednak bagaż doświadczeń, jaki oboje do tego związku wnieśli - doświadczeń związanych zarówno z własnym uzależnieniem, jak i wzrastaniem w rodzinie alkoholowej i przemocowej - całkowicie ich przerósł.
Zamieszkali razem i próbowali jakoś poukładać sobie życie, ale brak prawidłowych wzorców ról społecznych, schematy radzenia sobie w trudnych sytuacjach, jakie wynieśli z domu, takie jak przerzucanie winy, koncentrowanie się na emocjach, wzajemne oskarżanie i obwinianie - powodował, że ich związek z dnia na dzień stawał się coraz bardziej destrukcyjny. Do tego doszła nieplanowana ciąża. Dziewczyna Kamila rzuciła wymarzone studia, Kamil -jakby tego wszystkiego było mało - miał wypadek, doznał urazu czaszki i na skutek tego pojawiła się padaczka. Jednak cały czas próbowali nie ćpać, nie pić i być ze sobą.
Kamil wydawał się w tym wszystkim coraz bardziej zagubiony i przestraszony. Widać też było, że na skutek przebytego urazu ma coraz wyraźniejsze zmiany organiczne, nie daje sobie już tak dobrze rady jak wcześ-niej, bywa drażliwy, nierówny w nastrojach, ma kłopoty z kontrolowaniem emocji. Pracowaliśmy z nim w grupie i indywidualnie, pokazywaliśmy mu jego sytuację, staraliśmy się, aby dostrzegł, jak wiele już zrobił, wspieraliśmy go, gdy miał obniżony nastrój.
Cały czas twierdził, że razem ze swoją dziewczyną utrzymuje abstynencję. Teraz wiem, że to nieprawda, zaczął pić alkohol, gdy wyjechał do pracy do Belgii, zresztą razem z matką swojej dziewczyny. A jego matka - chociaż o tym wiedziała - ukrywała to przed nami, bojąc się, że usuniemy go z grupy, nie wystawimy pozytywnej opinii dla sądu i Kamil pójdzie siedzieć. Nie ujawniła jego picia również siostra Kamila, której matka zabroniła cokolwiek nam o tym mówić.
Niedawno dowiedziałem się, że Kamil usiłował popełnić samobójstwo, leży w ciężkim stanie z obrzękiem mózgu na OIOM-ie. Podjął tę próbę po kolejnej kłótni ze swoją dziewczyną, która powiedziała mu, że już go nie kocha i nie chce z nim być. Sposób, w jaki to zrobił, pozwala przypuszczać, że była to demonstracja, ale jeśli nawet tak było, to kolejna próba może okazać się skuteczna.
Zastanawiam się, czy Kamil targnął się na życie, bo bał się powrotu do narkotyków, czy dlatego, że nie widział już dla siebie przyszłości. Zadaję sobie pytanie, dlaczego nikomu o tym nie powiedział, dlaczego nikogo nie poprosił o pomoc - przecież wcześniej przychodził do poradni prawie z każdą sprawą. I oczywiście zastanawiam się, co ja zrobiłem nie tak, co mogłem zrobić lepiej lub inaczej, co przeoczyłem.
Omawiamy tę sytuację w poradni, analizujemy ją. Jest to dla nas wszystkich bardzo trudne: najpierw patrzeć, jak ktoś się zmienia, dojrzewa, zaczyna inaczej myśleć i inaczej żyć, aby w jednej chwili zawładnęły nim emocje, którym się poddaje. Tak to już jest z młodym pacjentem, jest w nim możliwość niezwykłej dynamiki zmian, które mogą nagle przybrać niepożądany kierunek, a uruchomić je może nawet mały problem, który nam, dorosłym, wydaje się prosty do rozwiązania.
Teraz, kiedy to piszę, wiem, że ta sprawa nauczyła mnie jednego: pokory wobec własnej roli jako terapeuty, własnych umiejętności i sprawczości.



logo-z-napisem-białe