Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Jak motywować sprawcę do zmiany?

Anna Bakuła

Rok: 2003
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 1

Nie przychodzą do poradni, bo nagle doznają olśnienia, że chcą się leczyć; nie przychodzą, bo pragną zmiany w swoim życiu; przez myśl nie przemknie im, że chcieliby przestać krzywdzić rodzinę. Nie czują się winni, ponieważ są przekonani, że stali się ofiarami żony, sądu, kuratora albo kogoś z Komisji
Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Do wizyty w poradni zostali zmuszeni: mają wyrok za znęcanie nad rodziną, policja siedzi im na karku, kurator nakazuje albo w czasie postępowania ugodowego, czyli mediacji, żona postawiła leczenie jako warunek ugody.

Wchodzą do poradni pewnym krokiem, chcą sprawiać wrażenie silnych, nie mogą przecież pozwolić sobie na okazywanie słabości. Ale ja wiem, że pod maską zdecydowania i odwagi kryje się często dziecko, bite i maltretowane w dzieciństwie, które musiało się znieczulić - inaczej nie przetrwałoby w rodzinie. Niektórzy z nich sami byli ofiarami, inni świadkami przemocy. Pamiętam sprawcę, który w dzieciństwie wielokrotnie był przy tym, jak ojciec ,,za karę" topił matkę w wannie. Ten pacjent przejął przemocowe zachowania ojca, wyuczył się ich, mówił mi, że matka zasługiwała na takie traktowanie, ponieważ była bardzo nieudolna we wszystkim, co robiła. Przychodząc do poradni sprawcy są rozżaleni i źli, przecież tak bardzo się starają... Zresztą są mistrzami w użalaniu się nad sobą.
Potrafią być uwodzący i czarujący, nieraz mówią z głęboką troską o swoich niezdyscyplinowanych żonach, które nic nie potrafią, a co gorsza nie słuchają ich dobrych rad. Tacy są często w sądzie, nauczyli się, że urok osobisty działa. Przy biednie ubranej, nieumalowanej żonie wyglądają zdrowo i korzystnie.
Pozwalam im opowiedzieć o ,,nieporozumieniu", z powodu którego znaleźli się tutaj, słucham uważnie każdego ich słowa, utrzymuję jednak duży dystans, jestem stanowcza i nie pozwalam sobą manipulować. Muszą widzieć we mnie osobę silną, silniejszą od siebie, inaczej cała moja praca będzie daremna. Nie szanują ludzi słabych, nie słuchają ich.
Kiedy skończą opowiadać, mówię im wprost, że sprawy o znęcanie zakończonej wyrokiem nie ma niewinny człowiek, były przecież obdukcje, świadkowie, były badania biegłych sądowych: "To, co zrobiłeś, jest karalne, za znęcanie się nad rodziną otrzymałeś lub możesz otrzymać wyrok. Bez względu na to, co potrafi lub czego nie potrafi twoja żona, nawet jeśli jest bardzo dla ciebie niedobra, nie wolno jej bić". A potem mówię im, że rozumiem, jak jest im trudno i ciężko. Pytam, czy mają kogoś bliskiego. Wiem, że czują się bardzo samotni - mogę nawet powiedzieć, że moim zdaniem to jedni z najbardziej samotnych ludzi na świecie. Żyją myśląc, że rodzina, koledzy w pracy, cały otaczający ich świat jest wrogo nastawiony i jest przeciwko nim. Nieprawidłowo spostrzegają informacje docierające do nich z otoczenia: zniekształcają je dodając ujemne znaczenia, całkiem niewinny żart odbierają jako obelgę, słysząc śmiech rodziny uważają, że to zapewne z nich śmieje się żona, będąca przeciwko nim w zmowie z dziećmi. Nie wiedzą, że sami tak spostrzegają otoczenie. Są wsłuchani tylko w siebie, nastawieni tylko na siebie. Cierpią. Brak im umiejętności współodczuwania.
Aby nawiązać z nimi kontakt, muszę pokazać im, że wiem, jak myślą i co się dzieje z ich emocjami oraz dlaczego tak się zachowują. Muszę pokazać im, że nie radzą sobie ze stresem, z problemami, a mimo że tak bardzo się starają, nie układa się w ich życiu tak, jak by tego pragnęli. Pokazuję im, jak odbierają rodzinę i świat. Daję im nadzieję na zmianę, na lepsze, spokojniejsze życie bez obaw o karę. Głęboko wierzę, że jest im źle, że są nieszczęśliwi - ta moja postawa i moje przekonania pomagają mi nawiązać dobry kontakt. Chcę, aby zobaczyli we mnie nie wroga, ale sojusznika w drodze do zmiany.

Roman jest zawodowym wojskowym. Do poradni przyszło dwoje jego dzieci z plecakami, gotowych do ucieczki z domu. Opowiedziały nam jak ojciec, powszechnie szanowany oficer bije matkę, ubliża jej, a im każe w nieskończoność przepisywać zeszyty i układać ubrania w kostkę. Te dzieci snuły już nawet plany otrucia krzywdziciela. Zadzwoniliśmy do matki, przyszła znękana, wyniszczona, wychudzona osoba bez nadziei i jakiejkolwiek energii. W wyniku kilkutygodniowej terapii udało się namówić ją na złożenie sprawy o znęcanie do sądu. Kiedy sprawa się rozpoczęła, Roman przyszedł do poradni
Wszedł i robił wszystko, żeby wywrzeć na mnie dobre wrażenie. Mówił, jak bardzo dba o rodzinę, jak chodzi na wywiadówki, bo żonie się nie chce, jak wspaniale potrafi gotować, kiedy ona całymi dniami leży. Sugerował, że to żona powinna się leczyć, że jej ojciec był chorym psychicznie alkoholikiem i że to zmowa przeciwko niemu. Popisywał się znajomością książek i mówił, że uwielbia teatr.
Wysłuchałam go spokojnie, a potem powiedziałam, że niewątpliwie jako ojciec się stara, ale to, co robi, jest karalne. Potem pokazałam mu, jak myśli: opowiedziałam mu o wrogim świecie, o tym, jak spostrzega ludzi wokół siebie i jak trudno jest mu żyć z nieustającym napięciem, poczuciem niezrozumienia. Pokazałam mu koło przemocy, starannie rysując gromadzenie przez niego napięć i cykliczność wybuchów. Pokazałam mu chwilowe doznanie ulgi i to, jak bardzo starał się zawsze obwinić innych w obawie przed karą. Powiedziałam mu o jego samotności i cierpieniu, niezrozumieniu i poczuciu pustki. Był zdumiony. Powiedział, że ktoś wcześniej musiał mi o nim to wszystko opowiedzieć. Potem spojrzał na mnie z szacunkiem, zaczął rozmawiać spokojniej - poczułam wtedy, że spadła z niego pierwsza maska. Sprawca przemocy ma wiele twarzy, jest inteligentny i w zależności od potrzeb zakłada jedną z nich.
Na leczenie zdecydował się, gdy powiedziałam mu, że bardzo chcę mu pomóc i wiem, jak to zrobić, oraz że zdaję sobie sprawę, jak bardzo zależy mu na rodzinie.
Roman uczestniczył w terapii osiem miesięcy. Zmieniło się jego życie, w nim samym nastąpiła ogromna przemiana. Rodzina została razem, lecz jeszcze długo będzie leczyć rany. Roman dba o to, aby nie gromadzić napięć, potrafi radzić sobie ze stresem, spokojnie wyrażać i przyjmować krytykę, ma też wiele innych umiejętności. Zmienił sposób myślenia. Nauczył się nazywać uczucia. Nie pije wcale - był na dobrej drodze do uzależnienia, więc zrezygnował z picia.



logo-z-napisem-białe