Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Nietrzeźwość na drogach

Rok: 2001
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 3

Rozmowa z Iloną Buttler z Centrum Bezpieczeństwa
Ruchu Drogowego Instytutu Transportu Samochodowego

 Czy instytut interesuje się problemem nietrzeźwych kierowców?
- Oczywiście, że tak. Alkohol to jeden z głównych problemów bezpieczeństwa ruchu drogowego w Polsce. Od wielu lat monitorujemy udział nietrzeźwych użytkowników dróg w wypadkach drogowych, czasami prowadzimy też pogłębione badania tego problemu. Na przykład kilka lat temu Instytut Transportu Samochodowego uczestniczył w międzynarodowych badaniach postaw kierowców SARTRE 2, w których badano m.in. opinie o obecności alkoholu w ruchu drogowym, wiedzę kierowców o wpływie tego czynnika na zachowanie człowieka, sprawdzano także, w jakim stopniu akceptowane jest prowadzenie samochodu po spożyciu alkoholu. Takie same badania przeprowadzono w 16 innych krajach Europy, można więc w miarę dokładnie określić najważniejsze podobieństwa i różnice między polskimi kierowcami a ich europejskimi kolegami.

 Jak określa się skalę problemu prowadzenia pod wpływem alkoholu?
- Istnieje kilka metod oceny. Najprostsza i najczęściej stosowana to analiza statystyk wypadków, która pozwala określać, jaki procent ogółu wypadków można przypisać nietrzeźwym użytkownikom dróg. W Polsce w ostatnich latach byli oni sprawcami około 18-20% ogółu wypadków drogowych. Statystyki wypadkowe nie pozwalają jednak poznać skali zjawiska, często bowiem zdarza się, że kierowcy czy piesi po wypiciu alkoholu poruszają się po drogach, ale do tragicznych zdarzeń nie dochodzi. Kolejnym źródłem informacji są więc dane o liczbie nietrzeźwych kierowców zatrzymanych przez policję drogową. Rocznie jest ich około 220-230 tysięcy, ale niektórzy specjaliści twierdzą, że policja ujawnia jedynie 10% i że "ciemna liczba" może wynosić nawet 2 miliony.
Skalę problemu nietrzeźwości można oczywiście szacować na podstawie badań opinii społecznej. We wspomnianych badaniach SARTRE 2 do prowadzenia pojazdu po spożyciu alkoholu przyznało się 16% polskich kierowców, 31% twierdziło, że nigdy nie pije alkoholu przed jazdą samochodem, a kolejne 52.8% - że w ogóle nigdy nie pije alkoholu. Jeżeli przyjmiemy, że w Polsce około 12 milionów ludzi ma prawo jazdy, to na podstawie tych deklaracji można uznać, że po spożyciu alkoholu jeździ samochodem około 1.9 miliona kierowców. Wreszcie procent jeżdżących w stanie nietrzeźwym można oceniać na podstawie wyników badań na drodze. W wybranych punktach sieci drogowej zatrzymuje się wówczas wszystkich kierowców i sprawdza, czy prowadzą pod wpływem alkoholu. Jest to chyba najlepsza metoda, ale jednocześnie najtrudniejsza i najbardziej kosztowna.

 Czy są jakieś grupy kierowców, które mają szczególnie duże problemy z alkoholem?
- Niewątpliwie młodzi kierowcy to grupa wysokiego ryzyka. Ich udział w ruchu drogowym jest ciągle niewielki (12-13%), ale są oni sprawcami znacznej liczby wypadków drogowych (21-22%). Specyficzne dla nich są tzw. wypadki dyskotekowe. Zwykle dochodzi do nich w godzinach nocnych, najczęściej pod koniec tygodnia, podczas powrotu z dyskotek czy spotkań towarzyskich, kiedy to młody kierowca prowadzi samochód pełen równie młodych pasażerów. Zła widoczność, duża prędkość, alkohol, brawura i chęć popisywania się połączone z brakiem doświadczenia za kierownicą i nieumiejętnością radzenia sobie z trudnymi sytuacjami na drodze stwarza mieszkankę iście wybuchową.

 Czy zawodowi kierowcy są szczególnie narażeni na problemy z alkoholem?
- I tak, i nie. Tak - bo w dobie agresywnej eksploatacji kierowców, kiedy zmusza się ich do wielogodzinnych jazd dzień w dzień, może się zdarzać, że będą sięgać po alkohol. Nie - ponieważ konkurencja na rynku sprawia, że coraz częściej kierowcom po prostu nie opłaca się ryzykować. Zdobyć pracę jest trudno, stracić bardzo łatwo. Oczywiście zdarza się, że zawodowy kierowca siada za kierownicę w stanie nietrzeźwym. Wystarczy przypomnieć choćby szeroko komentowane przez media przypadki pijanych kierowców autobusów przewożących dzieci na zimowy wypoczynek, jednak sądzę, że skala tego zjawiska jest mniejsza niż wśród kierowców samochodów osobowych.

 Czy duży procent nietrzeźwych kierowców to osoby uzależnione?
- Prawdę mówiąc, nie wiem. Pewnie wiele zależałoby od tego, jaką przyjmiemy definicję uzależnienia. Trzeba jednak samokrytycznie przyznać, że nie mamy w tej chwili żadnego w miarę spójnego systemu radzenia sobie z problemem kierowców uzależnionych od alkoholu. Mam nadzieję, że taką szansę stworzy w przyszłości modyfikacja systemu punktów karnych. Można będzie wówczas przyjąć, że kierowca, który kilkakrotnie został zatrzymany za jazdę pod wpływem alkoholu, musi obowiązkowo przejść odpowiednie badania psychologiczno-lekarskie. Jeżeli w trakcie takich badań okazałoby się, że mamy do czynienia z uzależnieniem, taki kierowca byłby kierowany na specjalistyczne leczenie, a po jego zakończeniu na odpowiedni kurs edukacyjny.

 Jak można ograniczyć liczbę nietrzeźwych użytkowników dróg?
- Istnieje wiele różnych metod, ale najpopularniejszym rozwiązaniem jest wprowadzanie przepisów prawnych, określających dopuszczalny poziom stężenia alkoholu we krwi kierowców. Przepisy te zwykle są efektem kompromisu między wiedzą o wpływie alkoholu na zachowanie kierowcy w ruchu drogowym a polityczną i społeczną akceptacją tego rozwiązania. Stąd przez wiele lat przepisy dotyczące alkoholu w poszczególnych krajach różniły się.
Ostatnio obserwujemy na świecie wyraźną tendencję do obniżania dopuszczalnych poziomów stężenia alkoholu we krwi i ujednolicania przepisów między krajami. Na przykład w Unii Europejskiej wszystkie kraje członkowskie wprowadzają zalecany limit 0.5 promila; ostatnio na takie posunięcie zdecydowały się Niemcy, coraz bliższa wprowadzenia tego rozwiązania jest Wielka Brytania. Ponadto częściej realizowane są widoczne kampanie edukacyjne, które tworzą klimat silnego społecznego potępienia dla kierowców jeżdżących po pijanemu i kształtują opinię, że w ogóle nie powinno być alkoholu w ruchu drogowym.
Echa przedsięwzięć realizowanych w Unii Europejskiej dotarły nawet do Stanów Zjednoczonych. Każdy stan USA ma własne przepisy dotyczące dopuszczalnego poziomu alkoholu we krwi, niektóre z nich do niedawna akceptowały nawet poziom 1.0 promila. Obecnie w wielu stanach zaostrzono przepisy, wprowadzono niższe dopuszczalne limity stężenia alkoholu we krwi dla młodych kierowców, jest też prowadzona ożywiona dyskusja nad zasadnością przyjęcia przez USA rozwiązań unijnych, czyli 0.5 promila. Szczególnie aktywne są tu organizacje pozarządowe, które od lat z powodzeniem próbują wpływać na władze stanowe i federalne.
Warto zwrócić uwagę, że omawiane rozwiązanie adresowane jest jedynie do kierowców. Generalnie metod oddziaływania na nich mamy zdecydowanie więcej: moglibyśmy bowiem okresowo lub na zawsze pozbawiać ich prawa jazdy, kierować na odpowiednie kursy reedukacyjne, konfiskować samochód czy stosować inne równie dotkliwe kary. Tymczasem w ruchu drogowym problemem są również nietrzeźwi piesi. W Polsce w ostatnich latach spowodowali oni około 8-9% wszystkich wypadków drogowych i jest to procent zbliżony do odsetka wypadków, których sprawcami byli nietrzeźwi kierowcy (10-11%). Na razie jednak poza kampaniami edukacyjnymi nie dysponujemy skutecznymi sposobami rozwiązania tego problemu. Nie słyszałam, aby ktoś proponował na przykład wprowadzenie dopuszczalnego limitu stężenia alkoholu we krwi dla pieszych. Brzmi to może trochę dziwacznie, ale przecież pijani piesi - podobnie jak kierowcy - swoją obecnością zagrażają bezpieczeństwu innych użytkowników dróg.

 Czy obniżenie dopuszczalnego limitu alkoholu we krwi jest skuteczne?
- Zebrane doświadczenia wskazują, że różnorodne oddziaływania prewencyjne, w tym również obniżanie dopuszczalnego limitu alkoholu, przyczyniają się do redukcji liczby nietrzeźwych kierowców w ruchu drogowym. Jest to jednak proces trudny i wieloletni. Co więcej - dane zaprezentowane podczas ubiegłorocznej konferencji International Council on Alcohol, Drugs and Traffic Safety (ICADTS - Międzynarodowa Rada ds. Alkoholu, Narkotyków i Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego) w Sztokholmie wskazują, że spadek liczby nietrzeźwych kierowców nie jest już tak widoczny jak kilka lat temu, a w niektórych krajach ta tendencja została wręcz zahamowana. Oznacza to, że możliwości stosowanych dotychczas rozwiązań stopniowo wyczerpują się i konieczne są nowe inicjatywy.

 Jednym z takich działań była zmiana kwalifikacji prawnej jazdy w stanie nietrzeźwym z wykroczenia na przestępstwo.
- Zaostrzanie kar za jazdę w stanie nietrzeźwym jest zgodne z oczekiwaniami społecznymi. Wszystkie prowadzone ostatnio badania opinii publicznej wskazują, że polscy użytkownicy dróg uważają alkohol za główną przyczynę wypadków drogowych (co zresztą nie do końca jest prawdą, bo częściej przyczyną wypadku jest jazda z nadmierną prędkością) i konsekwentnie żądają radykalnych rozwiązań zmierzających do wyeliminowania alkoholu z ruchu drogowego. Kilka lat temu podczas akcji Super Expressu i Radia Kierowców dość szybko udało się zebrać blisko 80 tysięcy podpisów pod petycją do Sejmu w sprawie zaostrzenia kar dla osób prowadzących pojazdy pod wpływem alkoholu. To wówczas pojawił się postulat dożywotniego odbierania prawa jazdy czy konfiskaty samochodu.
Czy zaostrzenie kar rozwiąże problem nietrzeźwych kierowców w Polsce? Nie sądzę. Pierwsze informacje publikowane przez policję wskazują, że wprowadzenie nowych rozwiązań prawnych nie doprowadziło do istotnej redukcji liczby ujawnionych pijanych kierowców. Zdaje się, że kierowcy nadal uważają, iż nie muszą obawiać się tych kar, bowiem prawdopodobieństwo zatrzymania przez policję jest raczej niskie. Skuteczność egzekwowania przepisów to w tej chwili niewątpliwie najważniejszy problem do rozwiązania.

 Jak ocenia Pani skuteczność dotychczasowych rozwiązań prewencyjnych w Polsce?
- Od kilku lat notujemy w Polsce powolny spadek liczby nietrzeźwych sprawców wypadków drogowych. Jeszcze kilka lat temu co piąty z tych wypadków związany był z obecnością alkoholu, dzisiaj jest to około 18%. Te zmiany cieszą, ale kiedy porównamy sytuację u nas z krajami Unii Europejskiej, to okaże się, że jeszcze nie mamy się czym chwalić. Polscy kierowcy może nie spożywają alkoholu tak często jak ich koledzy w krajach Europy Południowej, ale kiedy już zasiądą do stołu, to piją więcej i mocniejsze alkohole. Powszechne w Polsce potępienie kierowców prowadzących pojazdy po wypiciu alkoholu nie przekłada się niestety z deklaracji na indywidualne zachowania. Nadal bardzo wielu kierowców wierzy, że alkohol jest problemem, ale innych kierowców, i że nie ma on wpływu na ich własne funkcjonowanie w ruchu drogowym.
Niewątpliwie ważnym czynnikiem jest tu brak dostatecznej wiedzy na temat wpływu alkoholu na zachowanie za kierownicą. Kierowcy nie wiedzą, ile mogą wypić, aby nie przekroczyć dopuszczalnego limitu, nie wiedzą też, jak długo alkohol pozostaje we krwi, i uważają, że już godzinę po wypiciu są zdolni do jazdy. A w ogóle to chyba wszyscy dość beztrosko traktujemy alkohol. Często umyka naszej uwadze, że znajomy, z którym pijemy alkohol, za chwilę wsiądzie do samochodu. Myślę, że również ugruntowane jest przekonanie, iż niezdolna do prowadzenia samochodu jest dopiero osoba, u której widoczne są wyraźne zmiany w zachowaniu i duże zaburzenia ruchu. Osoba, która w miarę zdecydowanie oświadczy, że chce wracać do domu samochodem, i przejdzie bez wywrócenia się kilka kroków, jest traktowana przez nas jako zdolna do prowadzenia pojazdu. U podstaw tej oceny leży przekonanie, że zmiany w zachowaniu pojawiają się wcześniej niż niezdolność do kierowania samochodem. Tymczasem problemem w ruchu drogowym są nie tylko te osoby, które się upiły, ale także i te, które pozostają pod wpływem alkoholu.

 W USA przeciwko takiej beztrosce występują m.in. organizacje społeczne, takie jak Matki Przeciwko Pijanym Kierowcom (MADD).
- W Polsce również pojawiły się podobne inicjatywy, Powstało na przykład kilka organizacji, których głównym celem jest walka o prawa ofiar wypadków drogowych, jest też kilka fundacji i stowarzyszeń, które za cel obrały sobie walkę o poprawę bezpieczeństwa ruchu drogowego. W Polsce nie wypracowano jednak systemu wspierania tego typu inicjatyw i to zarówno od strony merytorycznej, jak i finansowej. Szkoda, bo doświadczenie choćby MADD jest imponujące i w Polsce z pewnością znalazłoby się miejsce dla tego typu inicjatyw. Inwestowanie w działalność organizacji pozarządowych jest jednym z bardziej efektywnych sposobów wydawania pieniędzy, nie mówiąc już o tym, że ludzie bardzo zaangażowani w jakąś działalność łatwiej modyfikują swoje opinie i zachowania.

 Jaka jest rola kampanii w sprawie nietrzeźwych kierowców?
- Kampanie edukacyjne zwykle uwrażliwiają ludzi na jakiś problem, ale mogą skutecznie wpływać na ich zachowania tylko wówczas, gdy są integralnym elementem szerszych oddziaływań prewencyjnych.

 Czy większy sens mają działania scentralizowane, czy raczej rozwiązania na poziomie lokalnym?
- Optymalnie byłoby, gdyby udało się wykorzystać zalety obydwu tych rozwiązań. Tworzenie prawnych, organizacyjnych i finansowych warunków do działania to oczywiście domena państwa, ale już opracowywania propozycji działań i ich praktyczna realizacja może być przekazane na niższy poziom. Sądzę, że to właśnie osoby mieszkające w danej okolicy najlepiej wiedzą, kto z ich grona ma problemy z alkoholem, kto prowadzi samochód po spożyciu alkoholu, kto swoim zachowaniem stwarza zagrożenia w ruchu drogowym. Problem polega na tym, aby przekonać ludzi, że podejmowanie interwencji w takich przypadkach nie jest zamachem na czyjąś wolność czy naruszeniem jego prywatności, ale obroną dobrze pojętego interesu społecznego. Nie mogę mówić, że to nie moja sprawa, gdy widzę przysłowiowego pana Kowalskiego, który na czworakach wdrapuje się do samochodu i wyjeżdża na drogę.
W niektórych stanach USA dla osób, które obawiają się bezpośredniej interwencji, uruchomiono specjalny, bezpłatny telefon, pod który zawsze można zadzwonić i zgłosić policji, że pijany kierowca rozpoczyna swoją podróż. Czy tego typu rozwiązanie przyjęłoby się w Polsce - trudno powiedzieć. Na pewno jednak jest to lepsze, niż czekać z założonymi rękami, aż problem sam się rozwiąże.

 Co Pani sądzi o prawnej odpowiedzialności barmanów za kierowców, którym podali alkohol wiedząc, że będą za chwilę prowadzić?
- Znowu - jest to jakieś rozwiązanie, choć podejrzewam, że jego wdrożenie w Polsce przebiegałoby ze znacznymi trudnościami. To, że funkcjonuje ono w niektórych krajach (przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych), wskazuje na zmianę podejścia do problemu nietrzeźwych kierowców: tam uważa się, że do wzrostu zagrożenia można przyczyniać się nie tylko samemu pijąc alkohol przed wyruszeniem w drogę, ale także nie powstrzymując od tego innych. Rozwiązań kontrowersyjnych z naszego punktu widzenia jest tam zresztą więcej. Można na przykład za jazdę w stanie nietrzeźwym specjalnie oznakowywać samochód, można w nim zamontować specjalne urządzenie rejestrujące wszystkie jazdy, można wreszcie zatrzymywać okresowo samochód na specjalnym parkingu. Wiadomo bowiem, że wielu kierowców po zatrzymaniu prawa jazdy nadal prowadzi samochód, istnieje też pewna grupa takich, którzy w ogóle nie mają prawa jazdy, a mimo to są wielokrotnie zatrzymywani za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu.
 Jest coraz więcej urządzeń stwarzających kierowcom możliwość samokontroli.
- Myślę, że upowszechnienie się takich urządzeń to dobry kierunek działań. Spadek cen i rozwój nowoczesnych technologii sprawiły, że niewielkie i dokładne urządzenia trafiły do rąk indywidualnych kierowców. Każdy z nich może sprawdzić swój stan trzeźwości. Często urządzenia do pomiaru stężenia alkoholu we krwi umieszczane są w widocznych miejscach w lokalach, pubach czy innych miejscach, gdzie się pije. Wreszcie istnieje także możliwość montowania odpowiednich urządzeń w samochodach. Każdy kierowca, zanim uruchomi silnik, musi albo dmuchnąć w aparat, albo wykonać prostą próbę sprawnościową. Jeżeli wyniki tych pomiarów okażą się niekorzystne, komputer unieruchomi samochód, włączy dodatkową sygnalizację świetlną lub dźwiękową bądź nie pozwoli rozwinąć zbyt dużych prędkości jazdy. Ten drugi sposób - wykonanie prób sprawnościowych - jest chyba nieco lepszy, umożliwia bowiem także wykrycie kierowców znajdujących się pod wpływem narkotyków czy po prostu zmęczonych.

 Czy kierowcy pod wpływem narkotyków to już zauważalny problem w ruchu drogowym?
- Istnieją pewne dowody na to, że niektóre narkotyki mogą zaburzać umiejętności psychomotoryczne człowieka istotne dla prowadzenia pojazdu, mogą więc stwarzać zagrożenie w ruchu drogowym. Dane australijskie i amerykańskie wskazują, że kierowcy po zażyciu narkotyków (lub narkotyków z alkoholem) są 6 do 9 razy częściej odpowiedzialni za wypadek drogowy. Czasami wpływ narkotyków na organizm człowieka jest podobny do wpływu alkoholu. Ocenia się na przykład, że wpływ średniej dawki niektórych narkotyków na zachowanie kierowcy jest porównywalny do stężenia alkoholu we krwi rzędu 0.7-1.0 promila. Specjaliści angielscy szacują, że w krajach Unii Europejskiej około 10-12% kierowców uwikłanych w wypadek drogowy miało we krwi jakiś narkotyk. Ilu jest w Polsce - nie wiadomo.
Niewątpliwie problemem jest to, że narkotyki są tak liczne. Szacuje się, że może ich być ponad tysiąc. W różny sposób wpływają one na ośrodkowy układ nerwowy, czasami są mieszane z innymi substancjami, najczęściej z alkoholem, wreszcie co pewien czas pojawiają się nowe. Brakuje porównywalnych do alkomatu metod wykrywania narkotyków we krwi człowieka. Kilkuminutowa obserwacja zachowania kierowcy na drodze jest bardzo zawodną metodą.
Obecnie w krajach Unii Europejskiej trwają intensywne badania, które mają uporządkować naszą wiedzę na ten temat. Prawdopodobnie pozwolą one na opracowanie rekomendacji dotyczących przepisów prawnych. Być może będzie to zakaz stosowania najbardziej rozpowszechnionych i niebezpiecznych narkotyków, może wprowadzona zostanie w Europie tzw. opcja zerowa, czyli bezwzględny zakaz zażywania przez kierowców jakichkolwiek narkotyków.
Pewien problem stwarzają też leki. Niby wiemy, że niektóre z nich mogą ujemnie wpływać na naszą sprawność w ruchu drogowym, wiele posiada odpowiednie oznaczenia na opakowaniach, ale świadomość tych zagrożeń wśród użytkowników dróg jest ciągle bardzo niska. Sądzę, że o tych negatywnych skutkach powinni częściej niż do tej pory informować lekarze, którzy przepisują dany lek.

 Pijanych kierowców jest ciągle jeszcze znacznie więcej niż znarkotyzowanych.
- Tak wynika z naszych statystyk wypadkowych, choć spotkałam się już z opinią, że coraz więcej młodych ludzi wybiera narkotyki zamiast alkoholu między innymi dlatego, że trudniej je wykryć. Tak naprawdę należałoby przeprowadzić badania i sprawdzić, ile osób w Polsce jeździ po drogach pod wpływem narkotyków. Na razie jednak nie ma na to pieniędzy i cały czas poruszamy się w obszarze hipotez.

Rozmawiał: Tomasz Górski



logo-z-napisem-białe