Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Dlaczego uznaję tylko "opcję zerową"?

Anna Dodziuk

Rok: 2001
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 11

Nie wiem, skąd się wzięła ta moda, ale od pewnego czasu w środowisku związanym z lecznictwem odwykowym konieczność utrzymywania abstynencji przez trzeźwiejących alkoholików nazywa się "opcją zerową". Sugeruje to po pierwsze - niezbyt poważny stosunek do tej moim zdaniem bardzo poważnej sprawy, po drugie - wskazuje na istnienie innych opcji, w domyśle nawet lepszych. Bardzo mnie to niepokoi i tym niepokojem chcę się podzielić.
Uważam, że nie wolno bawić się ludzkim życiem i zdrowiem, nie wolno go lekkomyślnie narażać, a tyle oznacza dla mnie osłabienie wymogu abstynencji alkoholików, jeśli chcą wracać do zdrowia. Za całkowitym zaprzestaniem picia przez osoby, u których zdiagnozowane zostało uzależnienie od alkoholu, przemawia kilka argumentów.
 Pierwszy z nich to doświadczenie, które uczy, że napicie się alkoholu nawet po wielu latach abstynencji dla znacznej części alkoholików stanowi nie przerwę w trzeźwieniu, lecz powrót do uzależnionego sposobu picia.
 Drugi argument to oszacowanie ryzyka - nie znamy go dobrze, ale wiemy, że w porównaniu na przykład z wymaganiami stawianymi lekom (wystarczy kilka przypadków negatywnych skutków ubocznych na tysiące badanych) próg dopuszczalnego ryzyka, gdyby trzeźwiejącym alkoholikom postanowiono pozwalać na próbowanie alkoholu, byłby zastraszająco wysoki. Przykład bliższy, bo z naszego podwórka: niemal wszystkie kraje Europy zakazały stosowania esperalu po tym, jak odnotowano kilka wypadków śmiertelnych. Odsetek takich wypadków po próbach kontrolowanego picia musi być nieporównanie większy od zgonów z powodu zapitego esperalu.
 Trzeci argument to koszty psychologiczne - z opowieści alkoholików wiadomo, jak kosztowne emocjonalnie jest dla nich usiłowanie utrzymania kontroli nad wypijanym alkoholem, a właściwie nad swoją chęcią napicia się. Przeżycia te najczęściej opisywane są słowami "przykre", "okropne", "koszmarne". Dotychczas podczas trzeźwienia alkoholik przeżywał coś takiego tylko raz, na początku, lub najwyżej kilka razy, jeżeli miewał wpadki. Po co mielibyśmy zachęcać go do pogrążania się w ten stan wciąż na nowo?
 Czwarty argument to walor praktyczny - opieranie trzeźwienia o pełną abstynencję jest jasne, zrozumiałe, łatwe do wykonania. Każda inna procedura wymagałaby, jak się wydaje, dużo bardziej złożonego opracowania i wdrażania.
 Piąty argument ma charakter zdrowotny - jeśli alkohol jest trucizną, to jego ilość nie prowadząca do upicia również jest toksyczna. Jaki sens ma pozwalanie pacjentom na spożywanie trucizny?
Boję się też, że zbyt ochocze odchodzenie terapeutów od wskazania pełnej abstynencji może spowodować zantagonizowanie profesjonalnego leczenia uzależnień i ruchu Anonimowych Alkoholików, bo dla AA zaprzestanie picia przez osobę uzależnioną jest koniecznym warunkiem powrotu do zdrowia. Zaprzepaściłoby to budowane przez wiele lat współdziałanie AA z lecznictwem odwykowym, jakże korzystne dla pacjentów i byłych pacjentów. Nie oszukujmy się: leczenie poszpitalne (aftercare) czy tzw. programy na wyjście byłyby żałośnie nikłe albo nieobecne, gdyby nie możliwość korzystania z mitingów AA. Ani na kontynuowanie leczenia, ani na placówki odwykowe w mniejszych miejscowościach jeszcze długo nie będzie pieniędzy, dlatego - nawet jeśli się to komuś nie podoba - AA pozostanie najbardziej powszechną i dostępną drogą trzeźwienia.
Mam zaufanie do doświadczeń AA-owskich, a nie mam do programów uczących picia kontrolowanego czy ograniczonego, zwyczajnie dlatego, że jeszcze się nie zdążyły sprawdzić. I podejrzewam, że w ogóle nie sprawdzałyby się w mało zdyscyplinowanej polskiej kulturze. Ciekawe, czy mam rację?



logo-z-napisem-białe