Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Pułapki myślenia o sprawcach przemocy

Rok: 2002
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 9

Kilka dni temu otrzymałam zaproszenie na drugi stopień Studium Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie i choć sam fakt powstania takiej oferty powinien cieszyć, poczułam niepokój. A niepokoi mnie bardzo umniejszanie znaczenia rozwiązań prawnych i niejednoznaczny stosunek do sprawców przemocy.
Przez kilka lat wielu ludzi i liczne organizacje prowadziły działania, zmierzające do uświadomienia pracownikom policji, pomocy społecznej, wymiaru sprawiedliwości, służby zdrowia, oświaty, a także liderom środowisk lokalnych, politykom i opinii publicznej, a szczególnie ofiarom i sprawcom, że przemoc w rodzinie jest przestępstwem. Przestępstwem zagrożonym określonymi sankcjami (art. 207 kodeksu karnego), wyjątkowo niebezpiecznym nie tylko dla pojedynczych osób, ale też dla społeczeństwa.
Sprawcy przemocy w rodzinie powinni być ścigani tak samo, jak inni sprawcy pobić, napadów, gwałtów, molestowania seksualnego, gróźb karalnych itd. Ofiary przemocy domowej - z powodu opieszałości organów ścigania, niedostatecznej znajomości przepisów prawa, a także przyzwalających postaw społecznych oraz niedouczenia pracowników odpowiednich służb - często przez wiele lat żyją w realnym zagrożeniu zdrowia i życia. Przypadki zabicia czy ciężkiego okaleczenia ofiar nie należą do rzadkości. Zdarza się, że ofiara broniąc życia swojego czy swoich dzieci atakuje i sama staje się przestępcą.
Prawo jest aparatem przymusu, ale jeszcze nikt na świecie nie wymyślił skuteczniejszej formy zapewnienia bezpieczeństwa ofiarom przemocy niż odizolowanie ich od sprawcy. A tego można dokonać jedynie w majestacie prawa. Izolacja nie musi oznaczać więzienia (chociaż w wielu przypadkach to jedyne wyjście), to także zakaz zbliżania się do ofiar. Ani ja, ani moi koledzy, którzy na co dzień są świadkami interwencji i wiedzą, w jakim stanie trafiają do schronisk ofiary przemocy w rodzinie, nie możemy się zgodzić, że takim rozwiązaniem jest pomoc psychologiczna dla sprawcy, "licząca się z jego potrzebami".
Inaczej to wygląda z perspektywy ofiary, bitej i maltretowanej nieraz całe lata, szczególnie dzieci, które ledwo uszły z życiem, ich sytuacji nie poprawia pomoc dla sprawców, która dla ofiar może być jedynie czynnikiem zniewolenia. Tak jak służy zniewoleniu zaczerpnięty z wiktymologii i - o zgrozo - coraz szerzej rozpowszechniany zwyczaj, że o ofiarach i sprawcach przemocy w rodzinie należy mówić "osoby uwikłane w przemoc".
Zobaczmy: w tym ujęciu przemoc nie jest przemocą, a jedynie uwikłaniem, tak jak ofiara nie jest ofiarą przemocy, lecz tylko osobą uwikłaną w przemoc, sprawca zaś przestaje być sprawcą przemocy, a staje się również osobą uwikłaną w przemoc. Dla mnie jest to podtrzymywanie mitu o współodpowiedzialności ofiar za popełnione na nich przestępstwo.
Przestrzegałabym osoby pomagające przed pułapką myślenia, że interwencję i pomoc z wykorzystaniem rozwiązań prawnych można zastąpić pomocą psychologiczno-terapeutyczną. Eksponowanie takich rozwiązań może być bardzo szkodliwe, zwłaszcza na etapie interwencji, a także w programach edukacyjnych. W pierwszej fazie pomagania, gdy ofiara czuje realne zagrożenie i niemoc, a sprawca ma poczucie bezkarności i jest pełen agresji, jest to działanie na szkodę ofiar, a w rezultacie i sprawców przemocy domowej. Pomoc psychologiczna i terapia ma to do siebie, że jest niebezpiecznie rozciągnięta w czasie. O ile w ogóle coś da, to dopiero później. A w sytuacji, gdy ofiara przemocy domowej jest w dalszym ciągu w zasięgu sprawcy, który w ogóle nie chce zmieniać swojego zachowania, czas działa na jej niekorzyść.
Ale nawet jeżeli sprawca pragnie zmiany, to i tak ani pomoc psychologiczna, ani terapia nie dają gwarancji, że to nastąpi. On w każdej chwili może zrezygnować z terapii - i co mu zrobią? Wydalą z ośrodka, wypadnie z grupy? No chyba że alternatywą jest odwieszenie wyroku. I tu kłania się prawo.
Chcę jeszcze raz podkreślić: proponowanie pomocy psychologicznej czy terapii sprawcy przemocy w rodzinie, kiedy nie został odizolowany, jest karygodnym igraniem z życiem i zdrowiem jego ofiar. Może to zmniejszyć ich czujność, dając im złudne przekonanie, że "stara się, chodzi na terapię, może będzie lepiej". Sprawca użyje tych samych argumentów, żeby usprawiedliwić kolejny akt przemocy.
Mój sceptycyzm wynika z tego, że jakiś czas temu pilnie obserwowałam w zaprzyjaźnionym ośrodku próbę zorganizowania pomocy także dla sprawców przemocy w rodzinie. Zaczęli się pojawiać w poczekalni, grzecznie (a czasem nie) siedząc obok ofiar i czekając na swoją kolejkę do psychologa. Ciekawa obserwacja: ofiary przemykały bokiem, smutne, zaniedbane, przerażone, natomiast sprawcy wyglądali na pewnych siebie, zadbanych i zamożnych, często podjeżdżali luksusowymi samochodami. Raz udało się zebrać grupę pomocy psychologicznej dla sprawców przemocy w rodzinie. Liczyła poniżej 10 osób, z czasem skurczyła się do sześciu, potem do trzech i siłą rzeczy przestała istnieć.
Spotykam wielu byłych sprawców przemocy, którzy obecnie funkcjonują normalnie i nawet chętnie dzielą się swoim doświadczeniem, jednak ich zmiana ma korzenie w terapii uzależnienia, głównie od alkoholu, bądź wiąże się z realizowaniem programu Anonimowych Alkoholików, gdzie przemoc rozpatrywana jest jako jeden z problemów towarzyszących uzależnieniu, bez względu na to, czy ktoś stosował ją, zanim popadł w chorobę alkoholową.
Kaśka z Ośrodka Interwencji Kryzysowej



logo-z-napisem-białe