Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

O pozbawieniu i ograniczeniu władzy rodzicielskiej

Jarosław Polanowski

Rok: 2002
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 3

Część kobiet, zwłaszcza tych pijących, o pozbawieniu czy ograniczeniu władzy rodzicielskiej ma błędne przekonanie, że "dziecko jest moje i jeżeli go bezpośrednio nie krzywdzę, jeśli je kocham, nikt nie ma prawa mi go zabrać. A już na pewno nie za to, że sobie popijam". Zresztą "prędzej zabiorą dziecko mężczyźnie niż kobiecie", zaś "najgorsza matka jest lepsza niż obcy". Przejrzałem wiele spraw rozpatrywanych w drodze apelacji przez sąd odwoławczy. Wspólnym mianownikiem tych postępowań,rozpoznawanych uprzednio przez Wydziały Rodzinne i Nieletnich Sądów Rejonowych, był alkohol jako praprzyczyna - dobro dziecka zagrożone było alkoholizmem obojga rodziców, w szczególności matki.

Wreszcie w ręce wpadła mi ta sprawa... Państwo M. pochodzili z przeciętnych rodzin, które awans finansowy zawdzięczały przynależności do "klasy wiodącej". Pieniędzy wystarczało na fetowanie licznych "świąt rodzinnych", kiedy to zawsze był alkohol, tak nieodłącznie towarzyszący im na co dzień, jak jedzenie - bo i do obiadu należało się napić, i od święta. Po ślubie prędko pojawiło się dziecko. Rodzina gnieździła się w komunalnym pokoju z kuchnią, ale wszystkie plany poprawy sytuacji mieszkaniowej kończyły się zakupem nowej butelki wódki.
Minęło kilka lat. W lutym 1991 roku pan M. pojawił się w komisariacie policji ze skargą na żonę: nie zajmuje się chłopcem, tylko pije alkohol, całe dnie nie ma jej w domu, a dziecko jest zaniedbane. Na wniosek policji w marcu prokurator, specjalizujący się w zagadnieniach Kodeksu Rodzinnego, przeprowadził rozmowę profilaktyczną z panią M. Kobieta bagatelizowała problem: "Przecież jeżeli już, to piliśmy razem z mężem, ale alkoholikiem jest on". Rzeczywiście okazało się, że pan M. już następnego dnia po wizycie w komisariacie nocował nie w domu, tylko w izbie wytrzeźwień. W tej sytuacji Komisariat Policji wniósł do Wydziału Rodzinnego Sądu Rejonowego wniosek o ograniczenie władzy rodzicielskiej nad małoletnim Markiem M. Wniosek ten dotyczył obojga rodziców.
Zatrzymajmy się na moment: co się tu stało? Pani M. sprowadziła cały problem do rozgrywki z mężem, nie zdając sobie sprawy z dwóch faktów: że mąż dopominał się o dobro dziecka i że sprawa nie tylko jego, ale i jej picia wyszła poza rodzinę. Powołany przez sąd kurator w drodze wywiadu bez trudności ustalił, że oboje małżonkowie piją, z tym że to raczej on jest już uzależniony od alkoholu, zaś ona pije okazjonalnie, a dziecko jest przedmiotem manipulacji obojga rodziców. Paradoksalnie interwencja sądu stała się nie czynnikiem powstrzymującym od picia alkoholu, lecz przeciwnie. Obydwoje pili dla poprawienia sobie nastroju, a winą obciążali dziecko jako przyczynę kłopotów. Zresztą, co ma picie do dziecka...
Sąd mając na względzie wyłącznie dobro dziecka w lipcu 1991 roku ograniczył władzę rodzicielską obojgu rodzicom poprzez przydanie rodzinie kuratora. Jaki wniosek wywiedli z tego państwo M.? Wzajemnie się obwiniając o wynoszenie spraw rodziny na zewnątrz, w listopadzie wzięli rozwód. W powództwie nawet nie zajęli stanowiska, przy kim ma pozostać syn. Sąd z urzędu zadecydował, żeby - z uwagi na alkoholizm obojga rozwodzących się stron - utrzymać nadzór kuratora jako formę ograniczenia władzy rodzicielskiej. Dał także szansę pani M.: porównując stopień uzależnienia od alkoholu obojga małżonków wybrał ją jako osobę, która będzie wychowywać dziecko. Panu M. zasądzono alimenty na rzecz syna.
Stało się jasne, że państwo M. znaleźli się na rozdrożu - w jednym kierunku alkohol, w drugim dziecko. Można by teraz całą historię zakończyć morałem: alkohol doprowadził do tego, że małżeństwo nie istnieje, a małżonków pilnuje kurator mając na uwadze dobro dziecka, więc pani M. ma wszelkie szanse, żeby "wyprostować" swoje życie. Kurator przez samą swoją obecność będzie mógł pomóc jej uporać się z "problemem picia" (jak nazwała swój alkoholizm). Pan M. ma mniejsze szanse: władzę rodzicielską ograniczono mu do współdecydowania wyłącznie o kierunku kształcenia i ewentualnie leczenia dziecka. Jednak pani M. nie skorzystała z danej jej szansy. Widać to w raportach kuratora.
Lipiec 1992: Pani M. w dniu wywiadu była "na dużym kacu", mimo to przygotowała dla syna posiłek i ładnie go ubrała - wygląda to jednak na pokaz.
Wrzesień 1992: Byli małżonkowie mieszkają razem. Pani M. pije, pan M. również - piją oddzielnie, każde w swoim towarzystwie. Widoczne jest postępujące uzależnienie od alkoholu pani M., a pan M. nadal intensywnie pije.
Czerwiec 1993: Pani M. pije "ciągami" po kilka lub nawet kilkanaście dni, w tym czasie nie ma jej w domu. Dzieckiem opiekuje się pan M. Kurator zastaje go z reguły pod wpływem alkoholu, ale nie pijanego.
Sierpień 1993: Pani M. pije nałogowo (tu także informacje Policji) i nie ma jej w domu tygodniami, pan M. nie pije, siedzi w domu, opiekuje się dzieckiem.
Od tej pory raporty kuratora są podobne: ona pijana lub nie ma jej w domu, on trzeźwy, opiekuje się dzieckiem. Mieszkanie czyste, zadbane, chociaż ubogie - pan M. jako inwalida ma bardzo niskie dochody. W marcu 1994 roku sąd zmienił wyrok rozwodowy: ustalił, że dzieckiem opiekuje się ojciec, zaś alimenty ma płacić pani M. Nadzór kuratora utrzymano.
W 1995 roku pani M. ostatecznie opuściła dom. Piła nadal, natomiast pan M. utrzymywał abstynencję, a opinie kuratora były coraz bardziej pochlebne. Dziecko nie chciało wspominać matki. W lutym 1999 roku zniesiono panu M. ograniczenie władzy rodzicielskiej, zaś byłą żonę tej władzy pozbawiono. Można byłoby spuentować tę relację tak: matka-alkoholiczka stanowi przykład, jak doprowadzić do pozbawienia władzy rodzicielskiej, zaś ojciec-alkoholik - jak ją odzyskać.
Życie jednak dopisuje zaskakujące epilogi: w czerwcu tego samego roku pan M. zaczął znów pić, a z dzieckiem natychmiast zaczęły się kłopoty: kradzieże zabawek i innych przedmiotów w Ognisku Wychowawczym, do którego od lat uczęszczał, ucieczki z domu. Od września 1999 roku kurator sygnalizuje: pan M. jest ciągle pijany, dziecko ucieka do babci, matka od dawna nie interesuje się synem, nie wiadomo, gdzie przebywa.
Kwiecień 2001: chłopiec przebywa u babci, którą sąd ustanowił dla niego rodziną zastępczą. Pan M. zmarł na alkoholizm, a miejsce pobytu pani M. nie jest znane, jednak jest widywana w stanie nietrzeźwym.

Małe, nędzne mieszkanko komunalne, które stało puste, przydzielono jako lokal socjalny państwu K. W październiku 2000 roku policja zasygnalizowała Sądowi Rodzinnemu, że państwo K. "są ciągle pijani, w ich jednopokojowym mieszkaniu panuje odór i brud, dzieci w wieku 2 i 5 lat bawią się butelkami po alkoholu, innych zabawek nie mają". Decyzją sądu dzieci w trybie nagłym umieszczono w placówce opiekuńczej na koszt rodziców i wyznaczono termin rozprawy o ograniczenie lub pozbawienie rodziców władzy rodzicielskiej. Nie śpieszono się z tym zbytnio dzieci przecież były "zabezpieczone".
Sytuacja taka była szansą dla rodziców: gdyby przestali pić, doprowadzili mieszkanie do należytego stanu higienicznego, skończyłoby się zapewne na dozorze kuratora i to tylko do czasu, aż sąd przekona się, że owe zmiany na korzyść są trwałe. Sytuacja pana K. wkrótce się wyjaśniła: został zatrzymany do odbycia zaległej surowej kary za dokonanie groźnego przestępstwa kryminalnego i w praktyce "zniknął z horyzontu" rozważań sądu, który nie mógł zrobić nic innego, jak zawiesić mu na ten czas władzę rodzicielską. Pani K. - uspokojona milczeniem sądu - przez miesiąc prowadziła towarzyski tryb życia z dużą ilością "narzeczonych" i alkoholu. Nic dziwnego, że po miesiącu sąd postanowił na stałe pozostawić dzieci w Domu Małego Dziecka, zaś matce ograniczył władzę rodzicielską. Dla pani K. był to przysłowiowy "ostatni dzwonek", żeby zmienić tryb życia i picia. Przede wszystkim powinna jak najczęściej odwiedzać dzieci, czego oczekiwał sąd, oraz podjąć realną próbę terapii uzależnienia i uporządkować swoje życie osobiste. Inny obraz wyłania się z raportów kuratora.
Grudzień 2000: Kiedy wreszcie (po wielu nieudanych próbach - w mieszkaniu nikogo nie było) udało mi się dostać do mieszkania, była tam pijana pani K. i jej "przyjaciel", który powiedział, że jest tylko znajomym, wpadł na chwilę, po czym wstał z lóżka, ubrał się i wyszedł. W mieszkaniu nie ma łóżeczek dla dzieci, jest brudno, odcięta energia elektryczna, połamane sprzęty.
Kwiecień 2001: Pani K. obiecuje, że umebluje mieszkanie na potrzeby dzieci, ale nie dotrzymuje obiecanych terminów, interesuje się raczej alkoholem i nowym konkubentem.
Maj 2001: Nadal pije, ma nowego "przyjaciela", prezentuje postawę: "mam prawo do dzieci, bo jestem matką, dzieci powinny być przy mnie, a płacić na dzieci powinien OPS".
Lipiec 2001: Pani K. za namową kuratora podjęła terapię odwykową. Chodzi na mitingi, obiecała wyposażyć mieszkanie na potrzeby dzieci.
Październik 2001: Podjęła pracę, doprowadziła mieszkanie do porządku, dzieci odwiedza prawie codziennie, poważnie ograniczyła picie.
Grudzień 2001: Nie pije, mieszkanie czyste, są sprzęty niezbędne dla dzieci.
Sąd decyzji jeszcze nie podjął, ale z akt sprawy wynika, że wkrótce pozwoli pani K. zabierać dzieci na niedziele do domu. W perspektywie - o ile utrzyma się ona na drodze do trzeźwości - z pewnością odzyska dzieci. Na pewno nie stanie się to prędko: mogą upłynąć długie miesiące, zanim będzie wiarygodna dla sądu.
Historia zmagań pana M. także w pewnym momencie zmierzała w pozytywną stronę - zanim alkohol dopisał tragiczny finał. Różnice jednak są wyraźne: pan M. polegał tylko na sobie i swoją walkę z nałogiem przegrał. Motywacja, żeby utrzymać abstynencję, u pani K. jest równie silna, ale ona w rozwiązaniu swojego problemu oparła się o pomoc i doświadczenie innych oraz wykonywała polecenia sądu.

Lektura akt sądowych nie pozostawia wątpliwości: samo bycie matką, choćby najczulszą, nie daje żadnych przywilejów, gdy wchodzi w grę dobro małoletniego dziecka. Picie alkoholu, powodujące u matki zmiany osobowości i upośledzenie opieki nad dzieckiem - zarówno fizycznej, jak psychicznej - jest podstawą do ograniczenia władzy rodzicielskiej. Założeniem Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego jest, aby "dziecko zawsze przebywało i wychowywało się w warunkach maksymalnie w danym wypadku gwarantujących mu właściwy rozwój fizyczny i duchowy". Gdy dziecko nie przebywa i nie wychowuje się w takich warunkach, może to uzasadniać ingerencję Sądu Opiekuńczego w sferę władzy rodzicielskiej.
Alkoholizm jednego z rodziców lub obojga jest jaskrawym przykładem podstawy do ingerencji sądu i to nawet z urzędu. Ciężkie przewinienia rodziców wobec dziecka - w szczególności jego zaniedbywanie sprowadzające istotne niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia, opuszczanie go przez pozostawianie bez opieki, spożywanie w jego obecności alkoholu, podawanie dziecku alkoholu - to typowe zawinienia osób uzależnionych od alkoholu, których skutkiem jest pozbawienie władzy rodzicielskiej. Katalog zarzutów może być szerszy lub węższy, ale dla osób uzależnionych skutek zawsze oscyluje pomiędzy ograniczeniem a pozbawieniem władzy rodzicielskiej.
W takiej sytuacji fakt bycia matką nie daje pozycji uprzywilejowanej, a nawet w praktyce stawia kobietę w sytuacji gorszej od mężczyzny, kiedy chce ona odzyskać władzę rodzicielską. Daje się bowiem zauważyć, że co prawda sądy dłużej niż w przypadku ojców-alkoholików wahają się nad podjęciem tak drastycznych środków dla dobra dziecka, jednak po ich zastosowaniu kobieta-alkoholiczka musi dłużej pracować nad przywróceniem zaufania do jej roli wiarygodnej i trzeźwej matki.

Kwestie ograniczenia, zawieszenia i pozbawienia władzy rodzicielskiej regulują artykuły 109-112 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego



logo-z-napisem-białe