Portal psychologiczny: Instytut Psychologii Zdrowia
Czytelnia

Prawda, która boli - ból, który leczy

Iwona Rychter

Rok: 2003
Czasopismo: Niebieska Linia
Numer: 1

Kiedy przychodzą do ośrodka i proszą: Pomóżcie znaleźć Jacka, Zosię, Monikę, Janusza - została mi po niej (po nim) tylko data urodzenia albo stara fotografia - jesteśmy przekonane, że należy zrobić wszystko, aby rozłączone kiedyś rodziny znów mogły się spotkać. Wiemy, jak ważne jest dla nich znalezienie kogoś, kto wyrósł z tego samego korzenia.

Święta Bożego Narodzenia, a szczególnie Wigilia, są takim czasem, kiedy nawiedzają nas wspomnienia, kiedy bardzo pragniemy zobaczyć twarze osób nam bliskich. I wtedy pojawia się to niezrozumiałe, nieracjonalne uczucie. Kogoś przy mnie brakuje, to nie jest cała moja rodzina. Jest gdzieś pokój i stół, przy którym zasiadł ktoś bardzo mi bliski, może brat, może siostra - o tych myślą najczęściej, wspomnienie rodziców pojawia się rzadko. Tak mówią o swoich wigiliach młodzi ludzie w rodzinach adopcyjnych czy zastępczych, którzy pod wpływem nagłego impulsu albo długo skrywanej tajemnicy rozpoczynają trud poszukiwania rodzeństwa.
Może być też bardziej prozaicznie czy wręcz tragicznie. "Wiesz, nie jesteś naszą córką, adoptowaliśmy cię, masz brata". Czy można przeżyć taką wiadomość? Tak, ale wtedy pojawia się nowy cel - odnaleźć naszą prawdziwą rodzinę.
Życie każdej z 56 osób, które przez Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy TPD w Łodzi poszukują swojego rodzeństwa, napisało odmienny scenariusz. Mniej lub bardziej pomyślny, przepełniony miłością, troską albo bólem i kolejną rozłąką. Łączy ich jedno - silne pragnienie odszukania brata lub siostry, z którymi kiedyś zostali rozłączeni.
Nasza placówka na szerszą skalę zetknęła się z problemem zerwanych więzi pod koniec 1999 roku. Wcześniej zdarzały się sytuacje, że ktoś zgłaszał chęć odszukania rodziny naturalnej, były to jednak przypadki bardzo rzadkie i dotyczyły głównie poszukiwania rodziców. Najczęściej o te informacje prosiły rodziny zagraniczne. Programy emitowane w polskiej telewizji, poświęcone problematyce poszukiwania bliskich, dały początek fali wizyt takich osób w ośrodku.

Piotr
To wtedy pojawił się u nas Piotr. Założył już rodzinę, miał synka. Był chlubą domu dziecka, z którego wyszedł. Przystojny, kulturalny, wykształcony. Wiedział, że miał brata i zawsze chciał go odszukać. Był stanowczy, ale również cierpliwy i wyrozumiały w swoich żądaniach. Jego największym marzeniem było, że zasiądzie z bratem przy wspólnym stole. Nie wyobrażał sobie, żeby on również tego nie pragnął. Udzieliła nam się jego radość. Mieliśmy nadzieję, że będą wreszcie razem. I przyjechał Paweł, i wcale się nie ucieszył, że odnalazł brata. On już miał rodziców, tych
adopcyjnych. Nie był gotowy na odmianę. Pierwsze wielkie rozczarowanie i chłodna refleksja. Zawsze jest ta druga strona i nasze pragnienia nie muszą być jej pragnieniami. Dla wszystkich było to mocne, nowe doświadczenie.

Dziadek
Później był ten telefon. "Nasz adoptowany syn jest już dorosły. Często wspomina starszego, siwego pana. Dziś poczuł w sobie siłę i chęć, aby go odszukać - pomożecie?". A potem nasz list do dziadka i lęk: czy żyje, czy będzie chciał odpowiedzieć. I ten dzień, kiedy do ośrodka przyszedł wzruszony, skromny, starszy pan. Długa rozmowa o jego trudnym życiu, o życiu wnuka, którego kiedyś pożegnał. Radość, że chłopiec się odnalazł, pamięta, szuka kontaktu. Radość, która była udziałem nie tylko rodziny, ale wszystkich pracowników w ośrodku. Uwierzyłyśmy kolejny raz, że można wychować dziecko w prawdzie, w szacunku dla jego rodziny pochodzenia. Że nie jest to tylko mrzonka, ale prawda, którą potwierdza życie.

Adam
Adam pojawiał się w ośrodku bardzo często. Udało mu się własnymi ścieżkami odnaleźć ślad jednej z sióstr. Wie, że już został wujkiem. Ale były jeszcze dwie inne. Choć była w nim zgoda na to, że może nie będą chciały go poznać, musiał spróbować. I znów cała żmudna procedura poszukiwawcza i najważniejsze pytanie skierowane do rodziców adopcyjnych: "Czy Ania wie, że jest adoptowana, czy wie, że ma brata?".
Jednej ze swoich sióstr Adam nie pozna najprawdopodobniej nigdy. Jej nowi rodzice mówią, że ona tego nie chce. Ale jest druga, młoda kobieta, która była pewna, że jej świat zawalił się właśnie teraz w wieku 24 lat. Kiedy weszła do domu i spojrzała na rodziców już wiedziała, że stało się coś strasznego. "Usiądź, musimy ci coś powiedzieć". Usiadła pomiędzy rodzicami, wzięli ją za ręce. I wtedy padły te słowa: "Adoptowaliśmy cię, kiedy miałaś półtora roku. Dziś poszukuje cię brat". Płakali wszyscy, ona dwie doby. Miała żal, że była oszukiwana, była zła, że ktoś zburzył jej spokój. Odkryła na nowo swoją miłość do rodziców adopcyjnych, ale najsilniej pragnęła spotkać brata. Dziś są dobrymi przyjaciółmi. Długimi rozmowami próbują wypełnić lata rozłąki. Nareszcie czują się odpowiedzialni za swoje decyzje. Byłyśmy z nimi przez cały ten czas.
Wśród osób, których dotyczy problem zerwanych więzi najczęściej są ludzie młodzi. Zdarza się, że przychodzą sami, niekiedy w towarzystwie osób bliskich np. rodziców adopcyjnych czy partnerów życiowych. Pierwszymi poszukującymi byli w większości wychowankowie domów dziecka lub rodzin zastępczych, którzy wiedzieli, że mają rodzeństwo i że w którymś momencie ich wspólnego, smutnego życia zostali rozłączeni.

Andrzej
Kiedy pierwszy raz zobaczyłyśmy Andrzeja, wiedziałyśmy, że ten człowiek ma za sobą długie lata trudnego i burzliwego życia. Początek był smutny. Kiedy Andrzej, 11-letni chłopiec, wrócił ze szkoły do domu dziecka, który wtedy był domem jego i jego 6-letniej siostry, już jej tam nie zastał. Ukryto przed nim fakt, że była przygotowywana do adopcji i właśnie odjechała z nową rodziną. Do dziś 32-letni Andrzej pamięta rejestrację i markę samochodu, który porwał jego ukochaną siostrę w nieznane.
Ten fakt zaważył na całym jego dalszym życiu. Przemienił miłego, żywego jak iskra chłopca w zbuntowanego i agresywnego nastolatka. Później było już tylko gorzej: ośrodek szkolno-wychowawczy, nadzór kuratora, nieudane związki, alkoholizm, utrata pracy, mieszkania, zdrowia. Dziś Andrzej mieszka w schronisku dla mężczyzn. Z trudem odbudowuje swoje życie, z lękiem myśli o przyszłości.
"Jeszcze raz zobaczyć siostrę" - to pragnienie, które pozwalało mu zachować równowagę w najtrudniejszych chwilach. I spotkały się dwie poranione istoty. Każda pełna lęku o swoją kruchą normalność, którą osiągnęła. Życie siostry Andrzeja, Anny, w zadziwiający sposób też pełne było gorzkich i tragicznych pomyłek. Ją również dosięgnęła choroba alkoholowa, jej małżeństwo legło w gruzach, a opieka nad jedyną córką pozostawia wiele do życzenia.
Andrzej i Anna patrzą z nadzieją w przyszłość, odwiedzają wspólnie miejsca i osoby z dzieciństwa, sprawiają wszystkim dużo radości. Te chwile szczęścia będą musiały być dla nich wsparciem we wszystkich trudnych momentach, które nieuchronnie nadejdą. Nie będą już jednak sami.

Prawo do prawdy
Droga do zdobycia informacji, gdzie przebywa poszukiwane rodzeństwo, jest najczęściej bardzo długa i żmudna. Zdarza się, że rodzina już dawno nie mieszka pod znanym w ośrodku adresem. Wtedy ślad się urywa, a możliwości dalszego poszukiwania wyczerpują. Zdarzają się i takie sytuacje, że rodzice adopcyjni nie wyrażają zgody na udostępnienie informacji o rodzeństwie. Choć z bólem, decyzję taką musimy uszanować i pomóc pogodzić się z nią stronie poszukującej. Sporadycznie słyszymy pretensje wypowiadane podniesionym głosem. Częściej jednak spotykamy się ze zrozumieniem.
Prowadząc spotkania z kandydatami na rodziców adopcyjnych i zastępczych, dużo miejsca poświęcamy prawu dziecka do prawdy o swoim pochodzeniu. To, co stało się naszym udziałem, od kiedy zajęłyśmy się problematyką zerwanych więzi, tylko potwierdziło słuszność drogi, którą wybrałyśmy. To od dzieci, już teraz dorosłych, wychowanych w zastępczych środowiskach, wiemy, jak ważne jest znalezienie kogoś, kto wyrastał z tego samego korzenia - krew z krwi, kość z kości. Określenie siostra, brat nabiera magicznej mocy i znaczenia. I choć dalsza przyszłość weryfikuje każde, nawet najpiękniejsze, marzenie, godzą się na to. Wolą prozę późniejszego wspólnego życia niż niepokój nieznanego.
Każdy z nas został tak skonstruowany, że kiedy w organizmie dzieje się coś złego, zagraża nam poważne niebezpieczeństwo, zaczynamy odczuwać ból. Jest on pierwszym, często jedynym sygnałem, żeby znaleźć jego źródło i rozpocząć proces uzdrowienia. Wszystko co wiąże się z przeszłością dzieci adoptowanych, jest tragiczne, bolesne i smutne. Naturalnym odruchem opiekunów jest więc ochronić je przed prawdą, przed wspomnieniami, a więc również przed rodzeństwem. Tak rodzice tłumaczą zatajenie faktu adopcji. Chcemy zmienić tę postawę. Ból serca, rozumiany tutaj symbolicznie, niekoniecznie musi być destrukcyjny. Może być początkiem długiego procesu uzdrowienia. Uzdrowienia naszego serca. Sztuką jest być z dzieckiem przez cały ten czas, pomagać mu wspólnie przejść przez najtrudniejszy okres.
Kiedyś narodziło się jego ciało, teraz z prawdy może narodzić się jeszcze raz ciałem i sercem. Nie bójmy się tej nowej dojrzałej miłości.



logo-z-napisem-białe